Krwiożercze zmutowanie zombie, sala rozpraw
17.10.2016
Niestety (jak zwykle) nie pamiętam co tam się wcześniej działo. Nie wiem czy to był wcześniejszy sen, czy część tego. A więc znowu jestem w szkole siedzę przy ławce, ławki są jakoś inaczej poustawianie niż zazwyczaj, jakoś skośnie po bokach. W ławce po prawej stronie siedzi CosmicKid. Podchodzi do tablicy i coś pisze. Zapisał kilka podpunktów, możliwe, że to tematy do wyboru, ale nie wiem. Przepisuję to do zeszytu. Ostatni to nie żaden temat tylko jego podpis, podpisał się samym "Kid" i chyba podkreślił. Wraca do ławki. W tym momencie sen przenika się i przenosi się do mojego pokoju, ale w taki sposób jak bym w nim był przez cały czas. Czytałem właśnie co zapisałem w zeszycie. Pojechałem z siostrą rowerami, byłem częściowo świadomy, ale nie wiem po co chciałem jechać do szkoły i jeszcze na dodatek podsuwałem siostrze pomysły, gdzie pójść, do jakiej sali, może gimnastycznej... Nic nie wyszło, nie był to przyjemny sen, zaczął się koszmar, a nawet horror. Ocknąłem się na łóżku, niby w tej szkole. Do pomieszczenia zbliżało się kilka osób. Gdy podeszły bliżej, wiedziałem już, że coś jest nie w porządku. Trzy zombie rzuciły się na mnie, chciały mnie pogryźć, rozszarpać. Uderzałem z całej siły pięściami w głowy niebezpiecznych postaci. Nie zrobiłem im za wiele, ich głowy robiły się jedynie miękkie i potem dziwnie chodziły. Wybiegłem z pokoju, przyszła starucha zombie, silniejsza od innych i mnie zaatakowała. Z góry zeszła po schodach wysoka pani ubrana na biało. Zaprowadziła mnie na górę, stały tam tłumy innych kobiet, także ubranych na biało i w szaty o innych jasnych kolorach. Prawdopodobnie nie były to zombie, może nawet elfy, ale i tak się przestraszyłem i uciekłem. Biegłem korytarzem, tamta pani szła powoli za mną, goniły mnie dziewczyny zombie, miały dziwne kolorowe, zielone i różowe, świecące oczy. Trafiłem do jakiejś sali, była jednocześnie sypialnią rodziców. Był tam mały tłumek ludzi, wbiegła ta straszna starucha i zaczęła ich gryźć, mnie na szczęście nie zauważyła. Pobiegłem o łazienki obok i przeszedłem przez lustro, myśląc, że trafię do równoległej rzeczywistości bez zombie. Okrążyłem łazienkę, wybiegłem z niej i na zewnątrz. Biegłem schodami na górę. Byłem trochę świadomy i mogłem przypomnieć sobie jakie anime aktualnie oglądam (Aria the Natural). Biegnę, wspinam się po schodach, jestem już przy 11, dalej powinien być dach, ale dalej prowadzi korytarz, i jest jeszcze 12, 13 i może następne drzwi. Są to jakieś firmy, jedna związana ze zwierzętami (weterynarz?). Przy ścianie po dwóch stronach tego korytarza siedziało kilka osób na pojedynczych drewnianych krzesłach (takich szkolnych z metalowymi nogami). Przestraszyłem się, że to znowu zombie i się wróciłem chcąc wejść do innego mieszkania. Na schodach dogoniła mnie pani podobna do sprzedawczyni ze sklepu. Jednak była normalna. Wołała mnie i pytała się o coś, chyba między innymi dlaczego zawróciłem. Sen zaczął się kończyć. Już znalazłem się w łóżku. Widziałem jednak jak jeden z zombich chce mnie zaatakować, a ja się nie mogę obronić, bo nie mogę się poruszać. Na szczęście zjawa szybko zniknęła, gdy się obudziłem.
Idę z dawnym kolegą (już się wyprowadził, na imię miał Tomek) po jakimś placu, o czymś rozmawiamy. Dziwię się, ponieważ samochód wyjeżdża z małej bramy nie przeznaczonej dal pojazdów, normalnie by się nie zmieścił. Skręcamy w prawo, a tam kałuża przed chodnikiem. Idę, buty już mi mokną, dalej będzie woda ponad kostki. Chcę więc wyciągnąć do niego rękę, aby mi pomógł, ale jest już za późno i się przewracam na prawy bok, jestem w połowie zmoknięty, już lepiej było zamoczyć buty... Jakoś wstaję, sceneria płynnie się zmienia. Idąc w stronę budynku opowiadam ten poprzedni sen o zombie, myśląc, że to co teraz to rzeczywistość. W tym czasie wchodzimy po schodach i idziemy korytarzem. Nie zdążyłem mu opowiedzieć całego snu. Gdy pani z rozmowy o pracę szybko wprowadza mnie do sali i zamyka na klucz. Okazuje się, że jest to symulacyjna sala rozpraw. Dziwię się, bo z pracą w prawie to ja nie mam nic wspólnego. Siadam na krześle pod ścianą, kilka osób jest z lewej i z prawej strony. Mam chyba plecak, kładę na podłogę. Coś chcę powiesić czy wpiąć w wieszak, już nie wiem co, na pewno nie kurtka, takie małe coś zwinięte w kółko jakby pasek od spodni. Męczę się z tym, ktoś ze "sceny" się na mnie patrzy z miną "czy możemy już zacząć?", ale chyba chodzi mu o kogoś innego, który czymś hałasował przez chwilę. Mało to wyglądało na rozprawę sądową, bardziej jak przedstawienie, bo były i tańce. Obok mnie pod ścianą walały się kable od internetu i moja komórka. Dziewczyna siedząca po lewej stronie się przepycha, o chce siedzieć dalej i tym samym mnie przesuwa (nie siedzimy już na krzesłach, lecz bezpośrednio na podłodze). Tamta pani karze jej pozwolić siedzieć mi gdzie chcę, chociaż tak na prawdę bym jej ustąpił miejsca. Budzę się.
Woda
19.10.2016
Wyszedłem z klatki schodowej na słoneczny dzień. Idę, a tu stado czarnych pająko-psów biegnie na mnie. Przestraszyłem się i uniosłem się w powietrzu, gdy były już blisko drzwi. Wydaje mi się jednak, że nie leciałem w powietrzu, pewnie wcześniej się czołgałem czy coś, a teraz po prostu się podniosłem i byłem ponad tymi psami, nóg nie widziałem tylko zieloną trawę. Szedłem teraz na drugą stronę ulicy i chodnikiem, słabo widziałem co jest wokół mnie, ponieważ nie mogłem podnieść głowy do góry i patrzyłem się tylko na kostki chodnika. W końcu, gdy już prawie udało mi się wyprostować cofnęło mnie do mieszkania. Wybiegłem przez drzwi, zostawiając je otwarte. Biegłem na górę po schodach. Wiedziałem, albo tak mi się wydawało, że goni mnie projekcja mamy, przyśpieszyłem, aby świadomość nie obniżyła się. Znowu jak poprzednio widziałem jakieś dodatkowe mieszkania 12, 13 i dalsze. Dalej był pusty korytarz łączący z nieznanym mi budynkiem. Ściany były w większości oszklone, drzwi też. Korytarz się rozgałęział, wybrałem pierwsze z lewej strony. Przez szybkę w ścianie zobaczyłem w oddali napis "WODA" i wielką rybę w skalnym zagłębieniu podobną do wieloryba. Wiedziałem już, że to ukryte miejsce, które śniło mi się wiele razy. Jest tam dużo wody, można się dostać przez miasto niedaleko morza, albo gdzieś przez las. Drzwi miały dziwny zamek, klamka była przyciskiem, więc przycisnąłem i przekręciłem. Ukazały się drugie drzwi z wyłącznikiem z cyframi 0 i 1, było ustawione na 1, otwarte, przeszedłem przez drzwi i je zamknąłem. Był tam metalowy pomost, częściowo zarośnięty, przeszedłem po nimi chyba zszedłem po schodach na prawą stronę pod ten pomost. Było tam wejście do zalanego miejsca. Siedziało tam kilka osób. Od razu zanurkowałem pod wodę, widziałem tam ryby może pół metrowej długości, podobne do delfinów. Płynąłem pod wodą, mogłem oddychać, ale próbowałem jak najciszej, bo myślałem, że się przez to obudzę. Nie wiem w jakim celu, ale zapragnąłem popłynąć do tej wielkiej ryby i wejść do jej paszczy, aby mnie połknęła. Ludzie siedzący na kamieniach wołali do mnie po co to robię, ale było już za późno. Poczułem ukłucie w głowie i się obudziłem...tak mi się bynajmniej zdawało, ponieważ był to nadal sen. Stałem w kuchni, w ręku trzymałem zawiniątko. Śmiałem się, że to ziemniaki z gołąbków, w których znalazłem zakrwawioną kluchę (niby to ja ten zjedzony przez rybę) i zacząłem się od siebie oddalać, obserwowałem siebie samego i się obudziłem.
8 wieczorem
02.11.2016
Ustawiłem budzik na 7 i poszedłem spać. We śnie dzień, siedzę przed laptopem. Otwieram prawą szufladę biurka (chociaż w rzeczywistości jest tylko po lewej stronie) i wyciągam część siatki po chlebie albo ciastkach. W szufladzie jest kilka minerałów, większe czarne, podobne do węgla, i kilka drobnych chyba też czarnych, ale może były także czerwone. Nie wiem po co chciałem wyciągać te kamienie. Po chwili patrzę, a jeden z tych drobnych się porusza, podobny jest do okruszka ciemnego chleba. To czarny robal, rozgniatam go i wyrzucam go do śmietnika. Robi się ciemno. Mama, która już spała, woła, abym już kończył i też szedł spać, bo jest późno, chyba po jedenastej w nocy. Dziwne to było, bo niby byłem w swoim pokoju, ale jakbym był w dużym pokoju połączonym z sypialnią rodziców, co jest niemożliwe, ponieważ te pokoje są rozdzielone kuchnią i ubikacją. Sprawdzam na zegarku, jakoś szybko ten czas leci, bo była już 7 rano, a ja nie zdążyłem pójść spać. Nagle "budzę się" wychodząc z tego niby mojego pokoju przemieszanego z dużym i sypialnią rodziców, w której rodzice cały czas śpią. Patrzę na zegar na przedpokoju, a tam 8 wieczorem. Idę do pokoju siostry, na łóżku siedzi siostra i mama (przecież śpi w sypialni) i mówię, że to jednak dopiero 8 godzina. Siadam też na łóżku, mam ponoć urodziny. Siostra przyczepia mi coś do twarzy, coś jak biały urodzinowy nos klauna na gumce, przesuwam to na mój nos. Siostra daje mi bitą śmietanę, ale jakąś dziwną, taki bezkształtny kawałek na materiale, pachniało bandażem.
Chyba koniec snu, teraz kawałek, który może był teraz, a może wcześniej, gdzieś pomiędzy. Czytam książkę, mam uczucie, że to podręcznik do angielskiego. Przeczytałem kawałek tekstu po angielsku, wtedy rozumiałem i wiedziałem o co chodzi. Pozostało tylko jedno niewyraźne słowo. Było napisane czcionką stylizowaną na chińskie znaczki. WoodGate albo FloodGate, miałem jakieś skojarzenia z widget czy gadget. Później szedłem ulicą i chyba trafiłem na dach wieżowca, padał deszcz. Miałem widok na trzy batony - snickers, mars i jakiś jeszcze. "Kamera" kilkakrotnie pokazywała każdego batona. Miały takie ceny jak 7.45 zł. Każdy miał w cenie 4. Przez te chińskie znaczki skojarzyło mi się to z tym, że w Japonii cyfra 4 przynosi nieszczęście tak jak 13 (oczywiście w to nie wierzę), bo wymawia się ją jak śmierć
Smartphony, żółty samochód
03.11.2016
Jakieś dziewczyny chodziły po mieście. Jedna chciała być modna i kupiła iPhona, którego dopiero co widziała u koleżanki. Pokazała jej jakiego ma wreszcie modnego wąskiego iPhona. Tamta mówi, że takie są już niemodne i pokazuje dopiero co kupionego z dziwną nazwą, właśnie wychodziła ze sklepu. No i ta pierwsza dziewczyna nie chciała być gorsza i też poszła kupić takiego jak jej koleżanka. Chyba tak kilka razy zmieniały i kupowały nowe smartfony…
Wchodzę do tego niby sklepu z telefonami. Jest to chyba przychodnia. Jest tam moja mama i ciocia, pielęgniarki i lekarz. Na środku stoi ławka, na której leży koperta wysłana do mnie. Ciocia mówi, że to pieniądze dla mnie. Dziwię się, bo nie znam adresata, otwieram, a tam nie ma żadnych pieniędzy, tylko strój jak dla panie pielęgniarki, zostawiam to na ławce. Potem coś znowu ze smartfonem. Lekarz daje mojej mamie jakiś niby lepszy telefon, ale trzeba jakoś przeciąć tą gumę, która wystaje i oplata smartfona. Lekarz przecina, teraz wystają długie szerokie kawałki tej gumy czy czegoś. Mama mówi, że nie chce czegoś takiego, zostawia na ławce i oznajmia, że więcej tam nie będzie przychodzić.
Lato, jest ciepło. Zostawiam rower na parkingu obok lasu. Przyjeżdża jakiś stary samochód, na szczęście jedzie obok. Idę dalej. Z daleka widzę, że ten sam stary (zabytkowy?) żółty samochód znowu jedzie w stronę mojego roweru. Robi jakieś ewolucje, wyskakuje obracając się wokół własnej osi, ląduje na boku. Przewraca przy tym mój rower. Podbiegam do roweru. Ktoś wychodzi z samochodu i z uśmieszkiem na twarzy się tłumaczy.
Roztrzaskany księżyc
19.11.2016
Jest dzień, widzę księżyc. Wydaje mi się jakiś taki wielki. Widzę go z góry w chmurach. Zapewne wydaje się taki wielki, ponieważ wleciał w atmosferę ziemską. Dopiero po chwili orientuję się, że unosi się kilka metrów nad ziemią i ma kilkadziesiąt metrów średnicy. Myślę, że wojsko łatwo tam teraz doleci. I przylatuje odrzutowymi samolotami. Żołnierze przyjeżdżają także wojskowymi samochodami. Księżyc się chyba pomniejszył, a na dodatek został roztrzaskany na dwie połówki. Jest czarny, w środku w większości pusty. Żołnierze zapakowali te połówki na przyczepy, jadą w dwie różne strony. Chcę wejść do jednej z nich. Ktoś pyta się po co to robię, więc przestaję. Chwytam się tylko krawędzi połówki księżyca, która pędzi na wojskowej przyczepie.
09.12.2016
Potwór z ciemności
Jak zwykle większa część tego i następnego snu uciekła mi z pamięci. W tym śnie jestem na początku tylko obserwatorem. Kobieta została zamknięta przez kogoś w ciemnym pomieszczeniu. Było to niby "za karę", ale pewnie chcieli się nad nią poznęcać, zapewne byli to jacyś psychopaci. Na środku sali stała na stole rozbita szklana kula (lub inny podobny pojemnik), w której był uwięziony straszny stwór. Ten stwór nie posiadał konkretnego kształtu, był jak czarna gęsta substancja przyjmująca dowolny kształt. W pewnym momencie to coś zaczęło wyłazić. Kobiecie zaczęło szybko bić serce ze strachu. Gdy już prawie wyszło, cofnęło się do środka. Zrobił to chłopak, który nagle się ukazał w ciemności. On się ponoć zajmuje tym stworem Włączył jakieś urządzenie, które utrzymywało to w zamknięciu. Kobieta była prawdopodobnie naukowcem (albo po prostu taka bardzo ciekawa) i zaczęła to badać. Stanęła przed tym i oczywiście, chociaż przed chwilą tak się bała, włożyła rękę do szklanego pojemnika i dotknęła tą istotę. To natychmiastowo wyprysło ze zbiornika, zeżarło jej rękę do ramienia i się z nią połączyło, kontrolowało jej umysł. Otworzono drzwi, ktoś wszedł. To czarne coś wylazło z drugiej ręki kobiety i zrobiło to samo z tym co tam wszedł. Wgryzało się w ludzi i łączyło tak jakby trzymali się za ręce. Przybiegli inni ludzie, ci też zostali schwytani. Słychać było krzyki "o moja ręka!" czy "o moje ramię". Wyszedłem na jasny korytarz i zacząłem uciekać, bo jakiś mężczyzna choć jeszcze nie podłączony to i tak był sterowany przez tego potwora. Na końcu korytarza były pootwierane łazienki. Wiedziałem, że nie zdążę otworzyć okna i wyskoczyć, więc biegłem dalej i przeniknąłem ścianę. Znalazłem się w nieznanym mi mieście. Mogłem skakać ponad blokami. Widziałem, że już wszyscy ludzie tam mieszkający zostali opanowani. Wyglądało to jak wesołe, trzymające się za ręce zombie...
Nowy sen
Skądś szedłem, miałem wracać do domu, ale nagle zorientowałem się, że to sen i powiedziałem, że nie, nie idę z powrotem, tylko szybciej bym się obudził. Nawet się przytrzymałem znaku przy ulicy i skręciłem w lewo. Nagle pojawił się śnieg. Widziałem jeszcze inne przenikające się obrazy. Na koniec pokazał się obraz przedstawiający otwartą salę podstawówki, ten się utrwalił. Zobaczyłem jak zaczyna się inny sen, czego zazwyczaj nie zauważam. Znowu byłem w podstawówce (a może byłem kimś innym), wszedłem do klasy. Jeden kolega przesiadł się o ławkę do przodu, zostawił kogoś samego. Dosiadłem się do tego z przodu. Nikogo tam nie znałem. Rozglądając się, z początku widziałem tylko chłopaków, później zauważałem także i dziewczyny.
14.12.2016
Dodatkowy pokój
Jechałem z tatą samochodem, widok był z zewnątrz. Ciągle nie mógł poprawnie skręcić i za każdym razem jak skręcaliśmy "za róg" ulicy, to trzeba było zrobić dodatkową pętlę, aby trafić i równo wjechać w uliczkę. Zatrzymaliśmy się, bo zabrakło paliwa. W tamtym miejscu panował półmrok. Chcieliśmy ukraść trochę paliwa z innego samochodu i dlatego mieliśmy jakoś połączyć oba samochody. Wyciągałem brzydkie kawałki z samochodu, skojarzenie z resztkami pozostałymi pomiędzy zębami, np. pieczarki Nie wiem czy się nam udało. Okazało się, że jesteśmy już w domu. Wszedłem do pokoju. Nie poznałem go. Był prawie pusty, chyba miał być remont. Po prawej stronie była ściana z mleczno białego szkła, lekko przezroczysta. Za nią było widać cienie ludzi wpatrujących się w moją stronę i dziwnie się poruszających (opierali się o tą ścianę). Wyszedłem z pokoju. Teraz zauważyłem, że znajduje się pomiędzy moim pokojem a pokojem mojej siostry. Zdziwiłem się, że od tylu lat jak tu mieszkam, dopiero teraz zauważyłem to pomieszczenie.
15.12.2016
Film
Jest późny wieczór. Rodzice przygotowali sobie łóżko do spania w dużym pokoju i oglądamy film, horror science-fiction. W filmie jest dzień, pojawia się nagłe zagrożenie dal całego świata. Nad blokami wyświetla się hologram. Pokazuje się siwa starucha, ma dziwny podłużny kształt oczu. Obok niej pojawia się coś okrągłego co ma być niby czarną dziurą. Starucha grozi, że wciągnie wszystkich ludzi co nic nie robią i są bezużyteczni do tej czarnej dziury. Zmienia się widok na przestrzeń kosmiczną. Tamta stara wisi w przestrzeni ubrana w skafander podłączony rurą do jakiejś boi także się unoszącej w pustce. Przed sobą ma tylko ekran holograficzny, za pomocą którego właśnie się komunikuje ze światem. Jest smutna, bo chociaż ma taką wielką władzę musi tak unosić się i nawet się nie może normalnie wysrać tylko jej się zbiera w tych jej "kosmicznych gaciach" , nawet było widać brązowe…
Kamera znowu pokazuje widok na Ziemi. Są ciągłe informacje o zbliżającej się wielkiej asteroidzie, która ma trafić w planetę. Chyba już trafiła. Jest scenka w zwolnionym tempie. Wydaje się, że chłopczyk zjeżdża po ogromnej zjeżdżali. Jednak coś wybuchła i wybiło wodę. Dzieciak wyskoczył do góry na tej wodzie i spływa wzdłuż chodnika. Śmieje się, jest wesoły.
Następna scenka dzieje się w podziemiach. Dwie kobiety jadą po torach. Ta po prawej krzyczy do tej po lewej, że "nie będziesz pamiętać kim jesteś, nic nie zapamiętasz". Ta druga przestraszona oddaje jakiś czarny kamyk tam znaleziony.
Znowu miasto w dzień. Zmieniają się widoki na różne budynki. Widzę różne loga firm ze zmienionymi nazwami na potrzeby filmu. Mężczyzna podobny do Trumpa mówi zadowolony coś w stylu "dobra robota, drużyno!". W tle widać wielkie czarne stwory unoszące się w powietrzu. W tym momencie tata wstał z kanapy i coś robi na środku pokoju. Zasłonił przez to telewizor. Zobaczyłem tylko czarny ogon wielkiego wodnego stwora chowający się w głębinach. Tata wyszedł na chwilę z pokoju. Zaczęła się druga część filmu niezwiązana jednak fabułą. Obraz był czarno biały. Jakiś młody mężczyzna siedział w barze. Wiedziałem, że będzie się bił, walczył z siłami ciemności. Przypomniało mi się, że przecież już to oglądałem, pierwszą i trzecią część także. Poszedłem do swojego pokoju. Była już prawie północ. W progu stanął tata i coś mówił. Powiedziałem mu, że ten film był na podstawie opowiadań Lovecrafta, przyznał mi rację i dalej coś mówił. Zauważyłem, że przyszła do mnie bibliotekarka i usiadła na krześle przy biurku. Tata nadal coś tłumaczył, mówił o jakimś pływaniu, że jak znajdziesz się tam w wodzie to nie wiesz o co chodzi. Pokazywał na dodatek różne pozy pływackie. To się chyba dotyczyło tego, jak ktoś się obudzi w wodzie i wtedy nie wie skąd się tam wziął. Spytałem się czy to może dzieje się we śnie, ale nie odpowiedział. Podszedłem do bibliotekarki. Miała ubrane czarne błyszczące spodnie. Lekko się uśmiechała. Powiedziałem jej, że u nas w sypialni mieszkała przez lata inna, starsza bibliotekarka (oczywiście w rzeczywistości nie prawa). I nawet nie zauważyłem kiedy się wyprowadziła. Spytałem się jej czy nie przygotować jej łóżka do spania. Odpowiedziała, że sama potrafi się zająć sobą.
20.12.2016
Rytuały
Pilotem przeskakiwałem kanały w telewizorze. Cofałem się w lewo. Pojawiały się różne programy i seriale. W którymś momencie się zacięło, wciskałem i wciskałem, raz lewy, a raz prawy przycisk, nie działało, przez co obraz utknął na jednym kanale. Był program o Macierewiczu. Był on w jasnej, pustej sali. Miał ze sobą młodego asystenta. Razem odprawiali rytuały satanistyczne. Pod koniec ten jego asystent spojrzał do góry (kamera pokazywała widok z góry), szaleńczo się uśmiechnął i otworzył szeroko oczy, było widać jak ma tylko białka. Potem byli komentatorzy i coś o tym opowiadali. Wtedy właśnie mogłem już przełączyć na inną telewizję.
Ściana
Podchodzę z kimś przed drzwi. Oni kogoś chyba szukają. Wchodzę do biura, są tam pracujący ludzie, starszy pan siedzi przed biurkiem po prawej stronie. Dalej jest korytarz, na którego końcu są drugie drzwi drzwi wyjściowe. Wiedziałem, że pobiegły tam dwie kobiety, wydaje mi się, że bibliotekarka i pielęgniarka. Otworzyłem tamtym drzwi i powiedziałem, że to tutaj. Sam pobiegłem za tamtymi kobietami. Dogoniłem je, był wieczór. Wspinaliśmy się po drabinie na dach bloku. Już przy dachu zauważyłem, że ściana jest zbudowana z książek. Sprawdziłem jedną i odłożyłem. Czułem się niepewnie, wydawało mi się, że zaraz się puszczę tej dziwnej drabinki i spadnę. Jedna z nich już usiadła na pochyłym dachu. Czułem, że jak wejdę na dach to się ten cały blok przewróci. I chyba tak się zaczęło dziać. Sen się, można powiedzieć, rozleciał.
27.12.2016
Porachunki
Nieznane okolice, wchodzę do czyjegoś domu na skraju lasu. Przychodzi gangster z kapeluszem na głowie (a może to był szary kaptur?). Jest podobny do aktora Johna Travolty. Ma wspólnika. Wchodzą do domu, mają do załatwienia jakieś porachunki. Zbliża się właściciel domu. Zaczyna się rozmowa (chyba bardziej jest kłótnia, ale nie wiem). Pewien jestem, że chcą go sprzątnąć. Myślę jak mu pomóc, ale nie mam pojęcia i chowam się za kolumną, aby mnie nie zobaczyli. Raz widać właściciela domu, a raz gangsterów. Ciągle jakby się powtarzała ta scena, albo tak długo trwa rozmowa. Wydaje mi się, że tamten ucieka wgłąb domu, a gangster stoi za kolumną i strzela. Po chwili wychodzę zza kolumny, a tam nie ma gangsterów, tylko jacyś zwykli ludzie, którzy dopiero co przyszli i się dziwią. Wcześniej z głębi domu wybiegała dwójka dzieci i się wracała, tak z dwa razy to się działo. Brak rozstrzygnięcia, nie wiem co się stało z gangsterami, ani z właścicielem…
Kroki
Drugi już bardziej świadomy sen. Wstałem z łóżka i przeszedłem przez przedpokój, aż do dużej szafy. Otworzyłem przesuwane drzwiczki szafy i zacząłem pchać tył szafy wraz z ścianą otworzyło się przejście, wąski, ciemny tunel. Normalnie po drugiej stronie tej ściany jest mieszkanie trójki, nie wszedłem tam jednak, ponieważ miałem wrażenie, że się obudzę. Wyszedłem drzwiami na klatkę schodową, idąc schodami na górę słyszałem i czułem własne kroki (myślałem o tym przed snem, aby usłyszeć własne kroki). Wszedłem do mieszkania czwórki, bo jeszcze tam nie byłem we śnie (i w rzeczywistości także). Przeszedłem przez kilka pokojów, aż doszedłem do dużego salonu. Było tam jakieś przyjęcie, urodziny, albo po prostu rodzina zebrała się na święta. Było dużo ludzi, jednak najbardziej zwróciłem uwagę na karzełka siedzącego przy stole i patrzącego się na mnie. Szybko stamtąd wyszedłem.
Chyba się n krótko przebudziłem. Otworzyłem okno i wyskoczyłem na trawnik. Pobiegłem dalej. Zatrzymałem się. Dotknąłem ręką asfaltowej uliczki. Chciałem zafalować nią jak wodą. Kilka razy uderzałem kilka razy i nic, twarde. Potem tylko dotknąłem dłonią i się skupiłem, część ulicy zrobiła się płynna i lekko zafalowała. Słabe to było, kiedyś w innych snach udawało się o wiele lepiej i bez dotykania, widać było nawet różne kolory wody. Biegłem dalej, bo mi się sen kończył. Wbiegłem w drzewa przy ulicy, których było więcej niż w rzeczywistości. Wskoczyłem na jedno, chwyciłem się rękoma, a nogi ułożyłem z przodu na gałęzi, co wyglądało jakbym zwisał z tego drzewa w podobnej pozycji do leżenia na hamaku. Miałem taką myśl, że następnym razem jak zasnę to w tym miejscu się zacznie sen i się obudziłem.
31.12.2016
Wieczór, jadę autobusem trzymając się poręczy. Na przystanku wchodzi tylnymi drzwiami mężczyzna. Woła, aby ktoś z przodu wprowadził wózek z dzieckiem. Wjeżdża wózek, zatrzymuje się obok downa rozmawiającego przez telefon. Tamten facet nie idzie do swojego dziecka (chyba jego) tylko siada na tylnym siedzeniu. Po chwili ja sam znajduję się na tylnym siedzeniu obok niego. Wsiada młoda kobieta z dziewczynką, siadają obok mnie. Dziewczynka siada mi na kolanach, że niby mam się nią zająć na czas jazdy. Siedzenia są dosyć wysoko, a ta dziewczynka niebezpiecznie wychyla się za metalowe poręcze. Nie przytrzymuję jej, a ona robi przewrót w tył i spada na podłogę. Nic się jej nie stało. Mam wrażenie, że wiedziała co robi i wszystko kontrolowała.
Idę plażą, obok mnie przechodzą ludzie, jest słoneczne lato. Przykucam na piasku i biorę kamyk tam leżący. Mam problemy z wyprostowaniem się i spojrzeniem do góry. Pomyślałem, że jak wyciągnę rękę do góry to wzrok skieruje się na tego kamyka. Tak też się stało, chociaż z wielką trudnością, zobaczyłem chmury na błękitnym niebie. Obróciłem się, morze zmieniło się w jezioro z krystalicznie czystą, przejrzystą wodą. Chciałem tam wejść z tym kamieniem. Drogę niestety zagrodził mi ktoś ubrany całkowicie na czarno (jakiś satanista może?). Chciałem, aby mnie przepuścił, a ten zaczął się szyderczo śmiać i złapał mnie za szyję z zamiarem uduszenia mnie. Udało mi się wyrwać z jego uścisku i dalej chciałem iść w stronę wody. Ten znowu chce mnie dusić, więc uciekłem stamtąd. Jeszcze na plaży komuś opowiadałem o tym duszeniu i byłem pewien, że to był jeden z odcinków anime, którego tytułu nie mogę sobie przypomnieć. Długo próbowałem sobie przypomnieć i się przez to obudziłem.
Zrobiło się ciemniej. Trafiłem do dużej sali. Na początku wyglądało to pomieszczenie jak bar. Stał tam długi stół. Byli ta gangsterzy z mafii, którzy sobie imprezowali. Ktoś przyszedł, inny wyszedł i chyba było słychać strzały. Siedziałem obok stołu. Przeglądałem jakieś breloczki w małej drewnianej skrzynce. Wyciągnąłem jeden z czarną kulką. Energicznie wyciągnąłem w górę, aby niby ich postraszyć, że to broń czy bomba. Na chwilę jakby ucichły rozmowy, ale raczej nic nie zauważyli. Schowałem breloczek. Wstałem i przeszedłem kawałek. W rogu była rodzina uwięziona w klatkach. Rozejrzałem się i zauważyłem, ze ci wszyscy "gangsterzy" to potwory wyglądające jak jaszczury. Jeden znęcał się nad człowiekiem. Jak to we śnie wmawiam sobie, że jestem supersilny i wszystkich pokonam. Uderzam każdego po kolei i idę wokół stołu. Robi się jasno. Przy rogu stołu siedzi na podłodze ta dziewczynka z autobusu. Bawi się z małym chłopczykiem cytryną (albo to ona jest tą cytryną?). Idę dalej, uderzam pięściami wszystkich, w jednego rzucam krzesłem. Ale zaraz, to przecież zwykli ludzie i to uczniowie. Widzę teraz, że nikogo nie biłem, co najwyżej lekko popychałem, a to krzesło tylko trochę przesunąłem. Dziwię się, trafiłem do jakiejś klasy. Idę dalej wokół stołu. Już przy drzwiach widzę, że przygotowują muzykę na imprezę. Wychodzę.
Jeszcze było coś o Songo z Dragon Balla. Było mowa, że osiągnął on najwyższy w możliwych poziomów rozwoju i był najsilniejszy z wszystkich istot. Wyglądał dziwnie. Zaczął lecieć nad morzem, a ja za nim, byłem tylko obserwatorem. Ktoś ze statku strzelał do niego. Później on szukał jakiegoś miasta, ale okazało się, że ta bomba co na niego zrzucali zniszczyła wszystko.
04.01.2017
Znowu coś o szkole, chyba podstawowej. Dzieje się to na korytarzu. Albo jest apel albo zwykła przerwa. Po lewej stronie, w dalszej części korytarza niedaleko drzwi, stoi grupka uczniów. Nagle jeden z nich zaczyna się bardzo dziwnie zachowywać. Rzuca się na pozostałych i zaczyna ich gryźć. Ci którzy zostaną pogryzieni oczywiście zamienią się w zombie. My uciekamy razem z nauczycielką. Zatrzymujemy się, gdzieś przy schodach. Z powodu zaistniałem sytuacji pozwala nam wziąć jeden dzień wolny.
Inny sen, ciepłe słoneczne lato. Na trawniku przed blokiem na przeciwko jest wydzielony prostokątny plac. W trawie na kocyku leży dziewczynka. Wydaje mi się, że jest do połowy przysypana piaskiem, jak na plaży. Kilka metrów przed nią, siedzi na wysokim krześle dorosły mężczyzna, prawdopodobnie jej ojciec. O czymś tam rozmawiają. Ma chyba coś nam opowiadać. Potem przychodzi jej brat lub kolega, którego niby znam. Tworzy sobie za pomocą myśli siedzenie z ziemi, też taki sobie robię siadając. Ich tata krzyczy, że nie mamy robić takich rzeczy. Zdenerwowałem się i poszedłem stamtąd. Idę wokół drugiego bloku. Coś tam było o jakimś programie Desktop do zainstalowania. Idę na drugą stronę bloku, za mną jakieś dziewczynki, z nimi chyba idzie ta z trawnika. Patrzę się na las po prawej stronie. One mówią, że coś tam ktoś robi i przez to są wybuchy. Odpowiadam im, że przez cały czas tam coś wybucha.
Idę przy ulicy, patrzę się w dal, zadziwia mnie to jak daleko mogę widzieć. Rozglądam się na około, myślę, aby wejść do lasu, jednak zauważam, że przeniosło mnie na drugą stronę ulicy. Dalej jest albo inny sen albo przeniosło mnie z powrotem przez ulicę. Wchodzę do sklepiku. Chcę wyjść (nie wiem czy coś kupowałem), ale mnie przenosi z powrotem do tej budki sklepowej. Za trzecim razem proszę sprzedawcę, aby mnie odprowadził do domu. Więcej mnie nie teleportuje. Nie wiem czemu, bo w trakcie cofania mnie do sklepu, miałem myśli o tym, że te wszystkie rzeczy z półek sklepowych są wystawione przed drzwiami do bloku i są za darmo. Jak ten sprzedawca mnie wyprowadzał widziałem drugą część sklepu, która nie istnieje na prawdę, miała szklane ściany i widać było sprzęt muzyczny (studio nagraniowe?). Pod nieobecność sprzedawcy jakaś pani brała rzeczy z półek (widać było przez te szyby). Czy kradła czy tylko przygotowywała sobie to nie wiem. Jak doszliśmy do mieszkania to ten sprzedawca zamienił się w sprzedawczynie z innego sklepu.
07.01.2017
Szedłem pośpiesznie pustym, ocienionym korytarzem. Na końcu były dwa ciemne przejścia bez drzwi. Wybrałem te po lewej, uważając je za prawidłowe, chociaż pewności nie miałem. Te przejścia wiele razy powtarzały się w moich snach. Dotarłem do chyba podziemnego bardzo rozległego, jasnego pomieszczenia składającego się z korytarzy, sal, dziwnych schodów. Wszystko to wyglądało jak labirynt. Mam wrażenie, że to miejsce wiele razy mi się kiedyś śniło, nieznacznie tylko za każdym razem zmienione. Ściany były prawdopodobnie białe. Dotarłem tam jako pierwszy, były tylko osoby obserwujące "grę". Wszędzie na około były pozawieszane różnokolorowe elementy, litery lub cyfry albo po prostu kółka. Miałem znaleźć i zebrać jak najwięcej tych zielonych, powiedzmy kółek. Więc chodziłem tam, znajdowałem i zabierałem z różnych miejsc te zielone kółka (były chyba z kartonu). Chyba już znalazłem wszystkie zielone i w tej chwili przyszedł dawny kolega z koleżankami z podstawówki/gimnazjum. Byli to następni "gracze", ale się spóźnili, bo zakończyłem tą grę i wygrałem, dostałem mniej więcej 147 punktów. Przeszedłem na salę sportową, grali tam w koszykówkę. Miałem tam rzucić te kółka żeby się naliczyły punkty, wiec rzuciłem. Było tego więcej niż mi się wydawało. Trochę się zdziwiłem, ponieważ okazało się, że tamci co przyszli dołożyli do tego jakieś trupy. I wtedy pani wuefistka zaczęła się na nas wydzierać...
09.01.2017
Ciemna jaskinia, nie w górach tylko w mieście. Nawet nie zauważyłem kiedy tam wszedłem. Pełno tam ludzi (same najgorsze szumowiny, menele itp.) chodziło w grupkach, tańczyło, gdzieniegdzie dyskotekowe oświetlenie. Ogólnie taka dzika impreza. Wychodzę stamtąd. Jest ciężko, przez niskie przejścia trzeba się co chwilę schylać i muszę się jakoś bokiem prześlizgiwać, czołgać. Widzę, że ktoś z lewej leży przy skalnej ścianie, pewnie piję alkohol. Idę dalej, już myślę, że może wyskoczę i podlecę kawałek, ale nie znowu niskie przejście. Okrążyła mnie jakaś grupka młodszych osób. Jeden z nich miał dwa miecze japońskie, dał mi jeden i powiedział, że będą walki. Przenosimy się do sali jakiegoś budynku. Siedząc na ławce wyciągam miecz z pochwy, na podłogę wypada zatyczka. Idziemy na korytarz. Okazało się, że dał mi lepszy miecz, a miał mi dać ten pusty w środku, nie oddałem mu. Dalej są te niby walki, ale chyba działa tylko moja senna wyobraźnia, pozbawiłem wszystkich mieczy i wygrałem…
Dziwny sen. W sypialni, tej obok łazienki, siedzi dwóch starszych panów, słuchają radia lub rozmowy telefonicznej. Czuć taką atmosferę jak z serialu LOST. Po chwili tłumaczą mi o co chodziło, że to nic tajemniczego. Idę do kuchni, a oni do ubikacji. Zaraz przychodzą do mnie i patrzymy przez okno. Najpierw wydaje nam się, że to wojskowe samoloty lądują. Jednak po chwili przypatrywania się dochodzę do wniosku, że ludzie nie posiadają tak zaawansowanej technologii. Właśnie lądują ogromne pojazdy latające, są częściowo przezroczyste, chyba świecą na lekki fioletowo biały kolor. Są to fraktalne obiekty w kształcie piramid o kryształowej strukturze. Na ziemi stoją już obce humanoidalne postacie, mają świetliste białe ciała. W tej chwili odskakujemy od okna, aby nas nie zauważono i uciekamy z mieszkania. Biegłem po ulicy, po chodniku. Był raczej dzień. Co chwile spotykałem bardzo dziwnych ludzi. Mieli może po pięć metrów wysokości. Byłem pewien, że to z powodu mutacji spowodowanych przez obcych. Zatrzymałem się przy murze obok zwykłych ludzi (albo tacy się wydawali). Przede mną kilka osób zachowywało się bardzo agresywnie. Najpierw wydawało mi się, że chcą zniszczyć tory, ale tam nie było torów. Pomyślałem, że pewnie chcą przeciąć jakieś kable. Za pomocą myśli odrzucałem ich na bok na trawę, szło bardzo ciężko. Ktoś mi nawet mówił, abym to robił szybciej. Odrzuceni, nie wracali.
Przeszedłem przez dziurę w murze. Szedłem przez jakieś wertepy, chodniki, trawniki. Była tam dziewczynka, jej babcia miała ją odebrać ze szkoły, ale ta miała jeszcze rzeczy w szafce i babcia ją zostawiła i wróciła do domu. Pomogłem tej dziewczynce. Otworzyliśmy tą blaszaną szafkę znajdującą się na dworze i zabraliśmy z niej materiałową torbę. Zawiesiłem torbę na kierownicy jej rowerku. Wsiadła na rower i ja chyba także, a może na czas jazdy zamieniłem się w tą dziewczynkę (nie widziałem siebie). Udało się wrócić, jakoś przejechaliśmy dokładnie tą samą drogę, którą przeszedłem. Po drodze spotkaliśmy bawiące się dzieci, w jednym miejscu musieliśmy nawet przeskoczyć tym rowerem z jednego murku do drugiego. Jak już znaleźliśmy się przed blokiem, zawołałem jej babcię, ta wyszła na balkon (pierwsze lub drugie piętro) i coś tam do nas powiedziała, nie zrozumiałem jej, schowała się z powrotem do mieszkania. Nie zdążyłem jej zapytać, przez które drzwi mamy wejść i zadzwonić domofonem, bo były trzy i jeszcze jakieś od elektrycznej budki w ścianie. Dziewczynka chyba nie wiedziała.
wiedzieli cokolwiek o jego wygranej. Wyłożył na szafkę z butami dwie podręczne torby, jedna większa i grubsza druga mniejsza. Wygraną jednak wyjął z kieszeni kurtki, zmieściło się, bo bank wypłacił mu w banknotach każdy po 147 tysięcy…
Pamiętam jakieś urywki, coś mnie chciało wyciągnąć z łóżka, było dużo chodzenia po leśnych i chyba wiejskich terenach. Dużo ludzi, wydaje mi się, że tańczyli. Siedziałem też w barze wśród tłumu ludzi, było nawiązanie do jakiegoś serialu.
Lato, ciepły słoneczny dzień. Stoję nad wielką rzeką i obserwuję kobiety, które przypłynęły w swoich łódkach z drugiej strony. Wydaje mi się, że są to Indianki. Ktoś, chyba narrator, tłumaczy, że przez tą rzekę bardzo trudno się przedostać i trwa to bardzo długo, więc ludzie stamtąd bardzo rzadko tu przypływają, jedynie jak mają taką potrzebę. Wszystkie kobiety były zupełnie nagie. Zauważyłem, że jak jedna z kobiet się uśmiechnęła to było widać błysk metalowego zęba. Inna, gruba kobieta, już wracała. Scenka się przybliża. Ułożyła swoje dziecko do łódeczki (chyba je dopiero co urodziła) i sama też usiadła. Łódka była tak malutka, że tylko to dziecko się pomieściło i ona usiadła na nie, w ten jednak sposób, że go nie przygniotła. Dziecko chwilę popłakało i się uspokoiło. Indiance wystawały nogi na zewnątrz, nie posiadała wiosła, myślę więc, że musiała napędzać łódkę nogami. Nie wiem jak było dokładnie, bo nie widziałem, wiem, że płynęła niesamowicie szybko.
W innym śnie, gdzieś szedłem, chyba do ortodonty. Zatrzymałem się, aby popatrzeć na czarnowłosą dziewczynę z dwójką rodzeństwa (albo to była ich matka), przymierzała lekko prześwitującą, ciemno fioletową bluzkę. Coś tam do mnie zawołała i chwytając mnie za rękę, przyciągnęła do siebie. Uznała, że będzie moją dziewczyną. Spytała się mnie czy ładnie wygląda w tej bluzce, zanim się namyśliłem i jej odpowiedziałem, sama powiedziała, że przecież bardzo ładnie wygląda. Poszliśmy do jej domu. Nie pamiętam co się tam dokładnie działo, ale byłem już niby długo i przypomniało mi się, że przecież idę do ortodonty i nie zdążę, wybiegłem na zewnątrz. Znalazłem się w jakiejś innej społeczności, gdzie mieli dziwne prawa. Nie wolno było oglądać filmów dla rozrywki, jedynie władza je przeglądała w zamkniętym pomieszczeniu. Stałem przed łazienką i wydmuchałem nos, okazało się, że niewolno tego robić nie będąc w łazience. Już wysłano za mną policję, musiałem uciekać. Biegłem na autobus, aby się schować. Niestety nie zdążyłem, bo już odjeżdżał. Wszyscy na mnie wskazywali. Uciekłem do domu tej dziewczyny, nie było jej, tylko jej ojciec i młodszy brat. Schowałem się razem z nim za jego biurkiem. Usłyszałem jak weszło dwóch agentów. Ojciec tej dziewczyny chciał ich zmylić, ale i tak mnie zauważyli. Wyszedłem z ukrycia. Ten agent uśmiechał się i zaczął przyciskać moje zęby swoim palcem, odwróciłem się, coś do mnie mówił, ale nie zrozumiałem. Jakoś udało mi się uciec.
Poleciałem wysoko i daleko, co chwilę lądowałem w nieznanych miejscach i leciałem dalej, bo nadal było niebezpiecznie. Jedno miejsce było w jakiś sposób oddzielone od tego świata snów, osobny prostokątny fragment przestrzeni, był to szary las z chatką czarownicy, jednie się zniżyłem tam, nie lądując, szybko odleciałem. Trafiłem do domku, gdzie pracowali jacyś mężczyźni. Wszedłem, przeszedłem z jednym z nich przez hol i drugie drzwi, poszliśmy na górę schodami. Nie wiem co tam robili. Coś mi powiedziało, że to nie są ludzie tylko roboty i będzie kłopot jak im zdradzę to, że jestem człowiekiem. Jeden z nich kazał mi podejść, to zapcha mi wszystkie dziury. Szybką stamtąd wybiegłem, pod pretekstem, że wychodzę tylko na chwilę, coś wziąć czy coś, jeszcze coś do mnie wołał, ale nie słuchałem. Na zewnątrz już, odbiłem się od ziemi poleciałem. Nie pamiętam, gdzie wylądowałem, chyba się już obudziłem.
14.01.2017
Lato, świeci słońce itd. Przed balkonem jest rozwieszona czarna lina od lampy do lampy. Jakiś dzieciak, ktoś mówi, że Egipcjanin, wisi do góry nogami nad trawnikiem przywiązany za nogi do tej liny. Wije się, próbując się rozplątać. Chce go odwiązać i wołam mamę, aby przyniosła mi nożyczki. Przynosi mi kilka par butów na zmianę, założenie butów i zawiązanie sznurowadeł trochę trwa. Przychodzą starsi od wiszącego, chłopcy, którzy się nim zainteresowali. W końcu sam idę po nożyczki, ale gdy wracam już jest to niepotrzebne. Tamci co przyszli już go odwiązali i gdzieś z nim poszli. Miałem tylko zebrać pozostałą linę, zmieniła się w jakieś badyle, wziąłem je i poszedłem w stronę drugiego końca trawnika. Trawnik był kilkukrotnie większy niż w rzeczywistości, jego fragment był plażą (która według sennej mamy pozostała przeniesiona z trawnika innej sąsiadki i nasz się zaraził tym pustynnieniem) obok, której stała zjeżdżalnia z placu zabaw. Przy tej zjeżdżalni rósł krzak rumianku, który przyciągał osy. Pogoniło właśnie mnie pełno os jednak wróciłem tam. Mama mówiła, że mam zwrócić uwagę na okno w bloku na przeciwko, takie przystrojone, pewnie to tamta kobieta co się dopiero co wprowadziła zabiła poprzedniego mieszkańca. Przy drugiej lampie nie było pozostałości liny.
Z innego snu pamiętam, że wszyscy ludzie biegli przez labirynt korytarzy w jakimś budynku, uciekaliśmy przed wdzierającą się wodą. Musieliśmy dostać się na najwyższe piętro, ponieważ woda podnosiła się coraz wyżej z piętra na piętro. Raz skręciłem w stronę, gdzie kilku ludzi wybrało zły kierunek, ale na szczęście wróciłem i pobiegłem innym, właściwym korytarzem. Tamci zginęli zalani wodą. Znalazłem się na wielkim, pustym holu, ze mną była tam tylko jedna osoba. Na końcu tego holu była winda. Tamten wcisnął przez przypadek niższe piętro, ale nic się nam nie stało, bo winda była szczelna. Wcisnąłem numer najwyższego piętra, czyli 25 i pojechaliśmy tam windą. Na koniec zauważyłem, że woda dotarła na najwyższe piętro, jednak była płytka i ktoś się z tego śmiał.
18.01.2017
Leżę na łóżku i patrzę na odsłonięte okno, było już jasno. Szyba okna była częściowo wsunięta do góry, choć w rzeczywistości nie da się w ten sposób otworzyć okna. Na zewnętrznym parapecie usiadła mewa, ale nie zwykła mewa, tylko wielka, a może większa niż cało okno. Wsunęła dziób w szczelinę okna i coś zabrała, aparat fotograficzny czy coś podobnego, i odleciała. Szybko doskoczyłem do okna, ale było już za późno. Potem sąsiedzi z balkonu obok, podali mi stosik rysunków wielkości A4, które rzekomo ja narysowałem i kiedyś im podrzuciłem na balkon, chociaż nigdy naprawdę tego nie zrobiłem. Przejrzałem te rysunki i rzeczywiście je rozpoznałem, chociaż byłem pewny, że niczego takiego nie rysowałem. Jeden przedstawiał żołnierza. Jeszcze raz podszedłem do okna. Chciałem wyjść przez okno. Gdy już wychodziłem na zewnątrz, znalazłem się w innym pomieszczeniu, chyba w czyjejś firmie. Wiedziałem, że tam powinno być okno, ale i tak się pytałem tego kogoś, czy to on tak to zabudował, że nie ma już widoku na zewnątrz.
Na łóżku miałem porozkładane kilka pudełek z kasetami VHS. Były na nich nagrane horrory. Wyciągnąłem jedną, na której była naklejka z obrazkiem przedstawiającym skaczącego potwora. Każda kaseta miała dodatkowe "lepsze" kopie na mniejszych kasetach. Wyciągnąłem jeden koniec taśmy z kasety i ciągnąłem go przed przedpokój. Chciałem go przeciągnąć przez okno znajdujące się na półpiętrze klatki schodowej. Niestety nie udało się, bo taśma zacięła się między drzwiami i cofnęło mnie do mojego pokoju. Zostawiłem kasety w spokoju i wyszedłem z mieszkania. Wyskoczyłem przez to okno na daszek nad drzwiami do klatki schodowej. Pomyślałem, że choć to jest sen, to zadzwonię domofonem i wszystkich obudzę. Nie udało się, ponieważ drzwi zmieniły się w tunel. Biegłem przez niego, zatrzymałem się i chciałem się przecisnąć przez ścianę, poczułem tylko ból od uderzenia głową. Pobiegłem dalej. Trafiłem do Parku Oliwskiego. Po lewej zauważyłem lecącego motyla. Raczej jest lato. Biegłem dalej. Chciałem pójść tam, gdzie jest więcej ludzi. Ciągle miałem wrażenie, że jak za bardzo obrócę głową w prawo lub w lewo to się obudzę. W parku były siedzenia, na których siedzieli starsi ludzie, chyba znajdowała się tam jakaś mała muzyczna scena. Poszedłem dalej, przeniosło mnie w nie do końca mi znane miejsce. Tu już był wszędzie śnieg. Czarnowłosa dziewczyna śpieszyła się na autobus. Pobiegłem za nią, chcąc ją dogonić. W końcu ją złapałem. Ale to nie była ona tylko jakiś chłopak z fioletowymi włosami. Puściłem go i odszedłem.
19.01.2017
Na statku obcych
Był wielki kataklizm na Ziemi i całe życie na planecie zostało zniszczone. Tylko niewielka grupka ludzi została zabrana na statek kosmiczny obcych. Byłem w niej ja i jakaś ważna dziewczyna (jakby księżniczka?), której, ani razu nie widziałem. Już w tym statku kosmicznym, szedłem z kilkoma osobami. Jedni poszli schodami, a drudzy razem ze mną w dół o piwnicznych pomieszczeń. Znaleźliśmy się w czymś w rodzaj szatni. Byłem z kilkoma obcymi, wyglądali zupełnie jak ludzie. W pewnym momencie jeden z nich naśmiewał się, że jak przyjdzie ta księżniczka to ją postraszy i wtedy zdjął częściowo warstwę skóry na twarzy. Widziałem jego ostre zęby drapieżnika. Udawał, że odgryza jej głowę. Trochę się przestraszyłem. Inni też zsuwali lekko "maski" i pokazywali zęby. Na początku wydawało mi się, że mają dzioby z ostrymi zębami, ale raczej pod tym "przebraniem" byli na prawdę jaszczurami. Miałem takie głupie myśli, że się teleportuję na Ziemię i znajdę im jakieś jedzenie, aby nie pozjadali tych ludzi, których zabrali, ale chyba im w końcu tego nie powiedziałem. Nagle wszyscy się obrócili w moją stronę i się spytali czy ja też nie pokażę swojej twarzy. Zakłopotany, zacząłem się cofać, pewnie myśleli, że jestem jednym z nich. Chyba się domyślali, że jestem człowiekiem i podejrzałem ich prawdziwą istotę. Chcieli się na mnie rzucić, ale pomyślałem, że stanę się niewidzialny i chyba mi się udało. Sprawdziłem to pukając kilku z nich palcem, tylko się wzdrygnęli i nic nie robili. Stali przy oknie i na coś czy kogoś czekali. Przyszła wreszcie ich królowa, razem z nią przyszedł inny obcy. On mnie wyczuwał, kierował się w moją stronę. Nie wiem po co popukałem w kilku miejscach ścianę i odbiegłem na drugi koniec sali. Tamten zatrzymywał się przy każdym miejscu prze ze mnie dotkniętym. Królowa obeszła szatnię i wyszła. Potem sen się zmienił albo się obudziłem.
27.01.2017
Wieczór, albo noc. Coś miałem robić, może czytać książkę, ale zgasło światło. Próbuję zapalić lampkę nad łóżkiem, ale nie chce się palić. Idę do dużego pokoju, też nie da się tam zapalić. Pomyślałem, że coś jest nie tak z prądem. W końcu zapaliły się lampki choinkowe zawieszone na przedpokoju, chociaż w rzeczywistości tam nie było nigdy lampek choinkowych. Zaczęły mrygać. Wróciłem się do pokoju i położyłem na brzuchu na łóżku. Na łóżku wyświetliło się okienko z czymś podobnym do ajsenowego czatu. Była mowa o jakiejś muzyce i programach do zainstalowania. Lampki ciągle mrygają…
We śnie poprzedniej nocy też nie zwróciłem uwagi, że to sen. Środek nocy, ciemno, a ja wyciągam jedzenie, chyba obiad i jadłem…
01.02.2017
Chodziłem z młodszą ode mnie dziewczyną po sklepie. Miało chyba być jakieś święto albo sylwester i mieliśmy kupić słodycze. Ja w końcu nic nie wziąłem. Ona wzięła ogromny przezroczysty wór z czekoladowymi kulkami, bardzo drogi. Kilka spróbowałem, były dobre. Poszliśmy każdy w swoją stronę. Później wróciłem się tam autobusem. Biegłem, chciałem znaleźć tą dziewczynę, bo chciałem jednak ten wór czekoladek sobie kupić, ale nie wiedziałem, gdzie to było. W oddali widziałem tunel przy lesie, przy którym wysiadłem. Szło za mną dwóch takich dziwnych, zapytałem się, gdzie jest ten sklep, bo pomyliłem przystanki i się zgubiłem. Jeden z nich nic nie powiedział tylko mnie zaatakował i wtedy się po chwili zmienił sen. Znalazłem się w domu i miałem ten wór, ale było już tylko trochę tych czekoladowych kulek i kilka grubych czekoladowych patyczków. Nie zjadłem nic, bo sen się znowu zmienił.
Przeglądałem stronę z czarnym tle, blog z wpisami w postaci okładek książek. Było osiem pełnych wpisów i dziewiąty tylko rozpoczęty, co wyglądało jak otwarta książka, miał być uzupełniony 9 lutego.
Byłem w jakimś zacisznym miejscu w głębi miasta, wokół pełno zieleni, jakby w ukryciu. Razem ze mną był mój niby wspólnik. Mieliśmy coś jakby mapę. On stał niżej na chodniku, a ja się wspiąłem na ścianę i stamtąd zrzuciłem tą mapę. Rozpłaszczyła się na zielono. Zabraliśmy ją, to był raczej rozłożony karton z rysunkami. Położyliśmy go na korytarzu. Ten wspólnik coś tam szybko pisał, powiedziałem, aby się pośpieszył, bo zaraz uczniowie wychodzą z klas i pewnie nagryzmolą na tej mapie-kartonie. Zgiąłem ten karton i poszliśmy do sali, gdzie robią prześwietlenia. Otworzyłem drzwi i się spytałem czy już można, mam mapę do prześwietlenia. Pani, która robiła prześwietlenia kazała chwilę zaczekać, ponieważ jeszcze nie przyszła. W tym momencie ktoś inny już ustawił się w kolejce. Chyba nie było robionego tego prześwietlenia mapy. Wyszliśmy na zewnątrz. Była już noc. Szedłem z dziewczyną i z kimś jeszcze. Przyśpieszyliśmy kroku. Ten kartonik z mapą zmienił się w urządzenie przypominające tablet, z wieloma przyciskami, przełącznikami i suwakami do głośności i jasności, jeden przełącznik miał z obu stron wartość 1. W trakcie jak szliśmy uliczką miałem wszystko odpowiednio poustawiać, chociaż za bardzo nie wiedziałem jak. Zauważyłem, że w tym kartoniku urządzeniu są dwie tabliczki czekolady. Coś tam niby poprzestawiałem i dziewczyna wcisnęła czerwony przycisk z lewej strony, który to miał uruchomić. Byliśmy podekscytowani, że teraz się wszystko zmieni. Jeszcze bardziej przyśpieszyliśmy. Spojrzeliśmy na niebo i rozejrzeliśmy się dookoła. Niestety nic się nie działo, paliły się tylko światła w mieszkaniach, jedno większe było dziwne, ale nie zainteresowało mni. Zaczęliśmy wracać. Urządzenie się w końcu rozsypało i został z niego tylko zeszyt. Pomyślałem, że to zeszyt ze snów. Dziewczyna na głos wykrzyknęła "zeszyt ze snów?". Okazało się, że to był zeszyt Monroa, tego od podróży astralnych, w którym opisywał swoje przeżycia. Pismo było wyraźne i bardzo łatwo i szybko czytałem. Większości z tego nie zapamiętałem, tylko dwa fragmenty. W jednym pisał mniej więcej, że spotkał się z transcendentalnymi astralnymi istotami. Dalej napisał, że ostatnio obciążył oczy o 41%, ale za to jakie wyniki! Nie wiem o co w tym chodziło. Dalej jeszcze było równanie matematyczne na pół strony, wyszło 2zł, a potem zmieniło się na 250 lub 520zł i sen się skończył.
07.02.2017
Jestem z grupą osób na korytarzu szkolnym. Niedaleko jest inna grupa, to są ufoludki. Nic nie robią, bo wiedzą, że są silniejsi od nas, wysyłają tylko drony wielkości owadów. Kilka razy mnie taki gonił, ale w końcu dał spokój. Wszyscy nagle, gdzieś uciekli, a ja się schowałem do wnęki korytarza. Był ze mną mały Trump, po chwili też poszedł. Wiązałem sznurowadła i patrzyłem jak głównym korytarzem przelatują wielkie ciężkie przedmioty. Gdy się to skończyło (huragan?) także opuściłem to miejsce.
W moim pokoju był telewizor (a nie ma) i coś oglądałem. Zaczął się film, miał być huragan i pokazano drewniany domek przy jeziorze, naokoło drzewka. Tam byli naukowcy. Przyszła mama i kazała mi ściszyć. No to najpierw skierowałem pilota na szafę, bo szafa też była głośna, i ściszyłem. Na telewizorze musiałem ustawić na maksimum, bo wcale nie było głosu i przeskakiwało na różne menu. W filmie teraz był widok z samochodu. Miasto terroryzowała ogromna żółta żyrafa, większa niż budynki. Chyba nawet przewróciła kilka budynków. Goniła samochód.
Idę na górę klatki schodowej. Biegnę do ostatnich drzwi. Rodzice za mną krzyczą, abym nie wchodził tam, ale i tak wchodzę. Zapada się jakby ciemność i przechodzę do przodu przez tą ciemność. Wyczuwam naokoło czyjąś obecność. W powietrzu wirują, latają dwie postacie (duchy?). Układam palce jakbym strzelał z pistoletu, ale nie daje to żadnego efektu. Robi się jaśniej i oni siadają na łóżku i się przytulają.
Uruchomił się program, pewnie wirus, i instalował jakieś programy. Dziwiłem się, bo ja nie mam Windowsa, a tu takie coś się samo włącza. Zaznaczam ikonki (takie stare windowsowskie programy, różnych wielkości, jedna była trójkątna) pojawiające się na pulpicie i przeciągam do kosza. Pojawia się tego coraz więcej, nie nadążam, a nie mogę wyłączyć tego programu. Przychodzi do mnie mama i mówi, że już koniec czasu. Idziemy chodnikiem bez kapci (raczej butów, pokój był na zewnątrz widocznie), idę drobnymi krokami, schodzimy niskimi schodkami. Mówię, że jeszcze kapcie idziemy na lewo. Jak dochodzę do kapci dzwoni budzik.
13.02.2017
Wracałem skądś idąc wzdłuż ogrodzenia z siatki, za którym bawiło się dwóch chłopaków. Przeszedłem przez bramkę. Miałem długą linę z latawcem, wypuściłem go wysoko, aż do chmur. Pomyślałem, aby wysłać impuls elektryczny poprzez tą linkę, wysiliłem się, ale pokazało się tylko kilka bardzo słabych piorunów, które uderzały w latawiec. Zostawiłem latawiec chyba tamtym dwóm, linka wisiała w powietrzu. Wszedłem do domu, był inny. Smarowałem kanapki miodem, trochę się wylało na blat i zjadałem od razu ten miód. Miałem trzy papierki do wyrzucenia. Tam, gdzie jest okno kuchenne były drzwi wychodzące na plażę. Ciepło, lato. Kierowałem się do małego przewróconego śmietniczka. Papierki kilka razy się w coś zmieniały, aż zmieniły się w trzy metalowe kapsle, więc pomyślałem, aby to wrzucić do odpowiedniego pojemnika, wtedy pojawiły się duże śmietniki. Szedłem po piasku, a tu nagle coś podleciało i usiadło na mnie, wlazło mi pod koszulkę. Podciągnąłem branie i jakoś udało mi się to przekręcić do przodu, zobaczyłem, że to pszczoła, zrzuciłem ją z siebie, nie goniła mnie. Śmieci chyba zostawiłem na piasku i wróciłem. W łazience myła się siostra. Patrząc przez okno zauważyłem, że z okna na przeciwko wygląda rudowłosa dziewczyna, mrugnąłem do niej, ale chyba nie widziała mnie. Na trawniku przed oknem kuchennym wyschła woda i wszystkie rybki leżały w trawie zdechłe. Za drzwiami stała starucha z małą dziewczynką, wpuściłem ją do środka, nie wiem po co, weszła nic nie mówiąc. Dziewczynka była od tułowia do głowy, okazała się rozwalonym robotem, a więc mnie oszukano. Potem siostra i tata byli u mnie w pokoju. Przeglądałem na smartfonie, którego nie posiadam, ocenzurowane strony. Siostra się kręciła na krześle. Wyjrzałem przez okno, coś mi nie pasowało. Rośliny, które zasadziłem zostały przesadzone w dwa rzędy, a jedna paprotka wyrzucona. Tata stwierdził, że to moja fantazja, zezłościłem się na niego. Pobiegłem, coś tam porozwalałem, z lodówki wyrzuciłem dwa jajka na podłogę. Biegłem dalej korytarzem, który nie był już w domu, jakiś inny budynek, uczelnia czy coś. Mijałem różne pomieszczenia, w których było dużo osób. Chciałem skręcić na lewo do wyjścia, ale zmieniłem zdanie i wszedłem do sali pełnej ludzi, podszedłem do ładnej dziewczyny i...i się wtedy obudziłem Ta dziewczyna, jak się kończył sen, mówiła coś o mamie, chyba pytała się czy mama już dzwoniła, raczej od rzeczy.
27-02-2017
We śnie leżałem na łóżku odwróconym o 90 stopni. Wpatrywałem się w sufit, gdzie była przyklejona biała rzeźba z gipsu (niby tata ją tam wstawił, aby wpływała na moje sny). Rzeźba przedstawiała realnej wielkości drewnianą ławkę i cztery osoby na niej siedzące, kobieta i trzech mężczyzn. Kobieta siedziała po lewej stronie ławki i patrzyła się do przodu, dwóch mężczyzn siedziało po prawej, byli schyleni i opierali się o kolana. Trzeci mężczyzna siedział pośrodku i patrzył się do góry (czyli w moją stronę). Gdy tak się wpatrywałem, scenka nabierała rzeczywistości, nabierała coraz więcej barw, kawałek zielonego wskazywał na to, że za ławką była łąka. Wciągnęło mnie do snu z ławką. Kobieta z mężczyzną wstali i poszli ziemistą drogą. Kobieta trzymała go pod ramię. Doszli do schodów, którymi weszli na rozwalający się most, widać było pofalowaną, łuszczącą się drogę na moście. Po chwili on ją odepchnął, a ja poszedłem dalej (chyba przez ten czas moja świadomość siedziała w tej kobiecie). Padał deszcz. Znalazłem się w nieznanym mi budynku. Siedziałem i coś zawiązywałem. Zebrał się tłum. Po środku stała szkolna ławka, za nią usiadł pan związany chyba z orkiestrą, miał odświętne ubranie. Po chwili wstał i zaprosił wszystkich na koncert, mieliśmy zejść schodami do dużej sali. Potem (a może wcześniej, już nie wiem) mama mówiła mi, że ktoś dzwonił mi na komórkę, którą zostawiłem w domu. Pomyślałem, że mogła mnie mama powiadomić dzwoniąc do babci, z którą byłem przez cały czas na spacerze (ta babcia była zmarła i nigdy nie miała swojej komórki za życia). Potem jeszcze siedziałem na kanapie w dużym pokoju i trzymałem jakiś zmoczony papierek.
11-03-2017
Lecę wysoko w chmurach, wydaje mi się, że jestem przemokniętym papierkiem (papierowym samolocikiem?), mam lekki, niezupełnie świadomy lęk wysokości. Niedaleko mnie przelatuje prawdziwy, pasażerski samolot. Podlatuję bliżej, ponieważ widzę otwarte okienko. Ktoś mnie chwyta i wciąga do środka.
Trafiam do nieznanego mi pokoju na poddaszu. Jestem razem z jakąś dziewczyną, może z tego samolotu. Pan, który tam mieszka coś nam opowiada, m.in. o wąskim wysokim na dwa metry łóżku. Pokazał też, że dokupił tak samo wielką poduszkę i ustawił na podłodze obok łóżka. Pomyślałem, że rzeczywiście była potrzebna taka wielka, bo jakby się przez przypadek spadło to można by się połamać, a tak miękko na poduszkę... Poza tym, częściowo świadomy, rozejrzałem się po pokoju i stwierdziłem, że jest bardzo duży, na pewno nie śni mi się mój. Szedłem dalej, po lewej stronie znajdowały się schody prowadzące na dół, na których szczycie przysiadła moja kotka. Pomyślałem, że może później sprawdzę co tam jest, a teraz pójdę w prawo korytarzem. Na samym końcu korytarza była wnęka, stała tam stara brązowa szafa. Nagle przyszedł pomocnik tego pana mieszkającego w tym pokoju, był bardzo zdenerwowany, pewnie chciałem zobaczyć co jest w środku. Zabrał ze sobą szafę. Wcale nie chciałem otwierać tej szafy. Wiedziałem jednak, że kryje ona coś, czego oni nie chcą nikomu wyjawić, trup, albo coś związane z wampirami. Szedłem dalej, bo okazało się że jest tam przejście do innego korytarza, większego i szkolnego. Chodziło tam dużo uczniów. Po środku korytarza zaczęła się toczyć duża metalowa kula. Z dużą trudnością poruszałem ją za pomocą telekinezy. Trudność była związana z tym, że kula miała magnetyczny napęd, jej obie połowy kręciły się w odwrotną stronę wytwarzały pole elektromagnetyczne. Dalej chodziłem korytarzami nieznanej szkoły. Potem chciałem wrócić z dziewczyną do tych schodów prowadzących na dół, ale nie mogłem, korytarze się pomieszały i nie dało się tam trafić z powrotem.
18-03-2017
Biegłem środkiem ulicy, nie jechał ani jeden samochód. W odwrotną stronę biegł tłum ludzi, uciekali przed czymś. Powiał silny wiatr i zaczęło padać. Widziałem zbliżające się ciemne chmury, pewnie huragan. Nie zawróciłem, wiedziałem, że dalej był domek, w którym się schroniłem w jakimś poprzednim śnie. Nie wiem czy się obudziłem, czy przeniosło mnie do innego snu. Szedłem z blokiem, nagle zachciało mi się iść do lasu, a może coś mnie tam skierowało. Po lewej stronie boiska (tak na prawdę to tam jest niedorobiony parking, ale i owszem jest jeden kosz do koszykówki) była brama, nad którą wisiał napis wybity na prostokątnej blaszce:
"Oto dziedzina Zielarza Styrylisa
- miejsce mocy"
Od napisu rozchodziły się wygrawerowane promienie słoneczne. Byłem pewien, że ta brama z napisem istnieje na prawdę (nawet po obudzeniu byłem przekonany, że rzeczywiście jest to prawda). Przeszedłem przez bramę i wszedłem ścieżką w las. Dotarłem do łąki. Zaczęła się ścieżka zbudowana z desek z poręczami, trochę podobna do mostu na płaskiej powierzchni. Ten "most" zakręcał często pod kątem 90 stopni. Myślałem, że lepiej jak bym w niektórych miejscach przeskoczył, ale tak nie zrobiłem, bo miałem zbyt mało energii i lepiej już było się przejść. W którymś momencie, deski zakręciły w lewo w głąb ciemnego lasu, już nie szło się po płaskim terenie, drewniana ścieżka obniżała się spiralnie. Chyba się obudziłem i od razu zasnąłem, powróciłem do tego samego miejsca. Szedłem w dół, po jakimś czasie zacząłem się kręcić w kółko. Okazało się, że jestem już na dole i to koniec ścieżki z drewna. Skręciłem w prawą stronę. Był tam sklep, zdziwiłem się, że w środku lasu sklep postawili. Wydaje mi się, że był jakby wyżej, a niedaleko mogły się ciągnąć tory. Byłem pewien, że to Sopot, a tak daleko na pewno nie zaszedłem. Szedłem po trawniku wzdłuż ulicy. Trawnik czy łąka była oddzielona ogrodzeniem z metalowej siatki. Na krawędzi lasu i ulicy leżał biały piasek. Dotarłem do nieznanego parku (w lesie?). Zrobiło się pochmurno, śnieg czy piasek leżał na ziemi. Szła kasjerka z Biedronki. Położyłem się na brzuchu i ślizgałem się lekko się unosząc.
20-03-2017
Unosiłem się w nieznanej, trudnej do zidentyfikowania przestrzeni. Leciałem przez jakiś czas i wylądowałem. Szedłem z grupą osób miedzy blokami, rozglądałem się naokoło. Nagle tamci wpadają do dziury, która otwiera się na ulicy, blisko chodnika. Prawie cali przysypani piachem, śmieją się i podskakują. Idę w inną stronę. Jestem w czyimś mieszkaniu, coś z kimś przeglądam na komputerze. Pokój jest jasny, ja i członkowie rodziny tam mieszkającej, wychodzimy z pokoju. Wszyscy się rozbiegają po pokojach, widzę małe dziewczynki. Niektóre pokoje są ciemne, a inne jasne, jakby w jednych pokojach była noc, a w pozostałych dzień. Są tam schody prowadzące do ciemnych piwnicznych pomieszczeń. Nie wchodzę tam, bo mam przeczucie, że zakończyłoby się to koszmarem lub bym się od razu obudził, poza tym wydawało mi się, że kiedyś to miejsce mi się to śniło. Wszedłem do małego ciemnego pokoju, stała tam mała dziewczynka. Podszedłem do niej, ale prawie od razu wyszedłem z pokoju, ponieważ ta dziewczynka była jakby kocia i czułem, że chce mnie podrapać.
21-03-2017
Trwała wędrówka kosmicznego ludu. Unosiliśmy się w przestrzeni kosmicznej. Poruszaliśmy się wzdłuż strumienia patykopodobnych złotych obiektów. Każdy łamał te patyki, brałem nawet po kilka i je łamałem. Po dłuższym czasie stwierdziłem, co poinformowałem innych, że nie powinniśmy łamać wszystkich, bo to zaburzy równowagę, ale mnie nie słuchali. W pewnym momencie znaleźliśmy się na planecie, wędrowaliśmy wzdłuż brzegu morza po kamiennych płytach. Wiele osób szło po wodzie lub też unosiło się nisko nad nią. Spostrzegłem, że w wodzie znajdowało się wiele czegoś podłużnego, wystającego także w wielu miejscach na brzegu. Były jakby z gąbki i szarych szmat. Nikt nie zwracał na to uwagi, pewnie były to jakieś morskie wodorosty lub po prostu śmieci. Nagle jedno z tych, teraz wiadomo, że stworzeń, wynurzyło się i schwyciło jedną z unoszących się osób w pysk. Znowu się zanurzyło i popłynęło dalej. Zewsząd zaczęły się podnosić te stwory. Wyglądały jak wielkie tasiemce albo robale, np. dżdżownice, nie miały oczu. Nikt tego nie zauważył, szli dalej jak szli. Wiedziałem, że trzeba uciekać. Mogłem tylko zawrócić. Szybko biegłem i przeskakiwałem z miejsca na miejsce. Wydaje mi się, że to był jeden wielki stwór z wieloma odnóżami, które jak chciały mogły się odczepić i zostać osobnym organizmem. Wiele razy już prawie schwyciłby mnie za nogę, ale w porę wyskakiwałem do góry i biegłem, nie mogłem się unosić w powietrzu, oddychałem bardzo szybko. Dotarłem do jakichś zabudowań. Skoczyłem w górę na jakiś skalny blok i na następny wyżej. W chwili, gdy skoczyłem ostatni raz, zauważyłem odrywające się od moich stóp mrówki. Jestem pewien, że do tej pory byłem małym ludzikiem, a teraz w chwili skoku urosłem do normalnych rozmiarów. Mętnie pamiętam jeszcze, że żył tam już jakiś inny lud, który coś dla mnie przygotował, miały być trzy próby czegoś i przejście, gdzieś dalej.
W drugim śnie znalazłem się na bogatej posiadłości. Przed wielkim domem znajdował się równie wielki basen. W wodzie dwie pary uprawiały seks. Wszedłem do wody, jednak szybko ich wyminąłem. Po chwili, gdy dopłynąłem na koniec basenu, zjawiła się trzecia kobieta, nie wchodziła do wody. O coś mnie oskarżała i poszła zawołać ochronę. Uciekłem stamtąd. Wiedziałem, że tamci ją jednak w czymś oszukali i to ją, gdzieś zamknęli. Chciałem ją znaleźć i uwolnić. Niedaleko basenu znalazłem wejście do mini budynku parterowego. Przeszedłem krótki korytarzyk i wszedłem do małej salki na końcu. Przed stolikiem siedział Bill Gates, miał czekoladowe ciasteczka i herbatę. Zapraszał mnie do siebie. Nie chciałem się przyłączać, ponieważ wiedziałem, że to on zamknął dziewczynę. Wychodząc spytałem się go jedynie czy te ciastka to ciastka z przeglądarki internetowej. On się tylko uśmiecha jak to on. Wokół korytarza było pełno drzwi, otwierałem każde po kolei, ale nie znalazłem jej. Były jeszcze inne, dobrze zabezpieczone, pancerne drzwi, nie dałem rady ich otworzyć. Chociaż nikogo tam nie było, to zapewne obserwowano tutaj poprzez liczne kamery. Nie chciałem budzić niczyich podejrzeń, więc jak najszybciej opuściłem to miejsce.
29-03-2017
Na półce, albo takiej półko kanapie, leżała moja kotka. Na drugiej, trochę wyżej, także leżała ta sama kotka. Coś mi się poplątało to z nazwą jakiejś gry, i że jedna kotka miała taką wersję, a ta druga nowszą wersję. Byłem trochę zdziwiony, a może nawet zaniepokojony, bo nie wiedziałem już, która to ta prawdziwa. Później jechałem autobusem i opowiadałem dwóm takim co siedzieli przede mną o tym śnie, o tej grze, kotce i jeszcze czymś więcej czego już teraz nie pamiętam, chyba coś z lasem. Dalej jak jechałem to widziałem, co zwróciłem im uwagę, dziwny trzyczęściowy autobus. Wjechał do uliczki, gdzie nie jeżdżą autobusy. Wił się i falował jak wielki robal, a na nim siedziała jak na koniu jakaś pani, którą w tym śnie znałem. Chwilę się zastanowiłem, ale wydało mi się wszytko normalne. W innej części snu wstałem z łóżka i wyszedłem przez okno na trawnik. Było ciemno. Myślą przeniosłem się poza żywopłot, gdzieś dalej. Znalazłem na ziemi dwa pojemniki z jakimś płynem w sprayu. Nie wiem w jakim celu przez cały czas na siebie tym psikałem. Zrobiło się jasno, wszystko wydawało się bardzo rzeczywiste i jednocześnie dziwne, wydawało mi się, że już śnił mi się podobny sen, wywołujący podobne emocje. Dużo osób się przechadzało przy ulicy. Ciągle byłem skupiony na tych dwóch pojemnikach. Przeniosło mnie wtedy na drugi koniec miasta do mieszkania cioci. Nikogo nie było, balkon był otwarty, wiał lekki wiatr. W końcu otworzyłem te dwa pojemniki. Wylałem całą zawartość na głowę. Czułem przyjemny, chłodny płyn ściekający po mnie.
08-04-2017
Byłem w nieznanym mi mieście. Zupełnie nie pamiętam co tam robiłem. Pamiętam jedynie jak znalazłem się w ukrytym miejscu tego miasta. Widziałem (później wyglądało to jakbym oglądał na telewizorze) jak idzie jaszczuropodobna postać wzdłuż ściany. Nie miała ogona, całe jej ciało pokrywały zielone łuski, miała kołnierz z łusek. Jaszczur stanął przed piramidą podobną do piramid Majów. Nagle w tą piramidę trafia pionowy słup energii. Lektor opisywał co się dzieje, pamiętam tylko, że to ma jakiś związek ze Słońcem. Potem byłem razem z siostrą przy przystanku, znajdującym się niedaleko tego miasta, ale już zwykłej jego części. Opowiadałem jej co widziałem i tłumaczyłem jej, że to się działo po "lewej" stronie rzeczywistości, czyli w innym wymiarze.
13-04-2017
Siedziałem z tatą i coś oglądaliśmy na telewizorze. Było otwierane czerwone wino lub coś podobnego. Nalałem sobie, jednak zamiast do kieliszka lub chociaż do szklanki to do pudełka po jogurcie. Piłem pomieszane razem z jogurtem. Jak wychodziłem z pokoju, zauważyłem różne słodycze poukładane na komodzie.
Udałem się do lasu. Gdy się tak zagłębiałem, zauważyłem coś dziwnego, to przemykał między drzewami drapieżny niebezpieczny dinozaur. Szybko wzbiłem się w powietrze. Niestety leciałem zbyt nisko i ogromny wąż owinął mi się wokół nóg i chyba mnie ugryzł. Obudziłem się.
17-04-2017
Wychodzę balkonem na dwór, wszędzie biało od śniegu. Skądś tam wiem, że ksiądz proboszcz robił coś tam (w sumie nie wiem co) i też mam to robić. Idę, więc pod balkon sąsiadów i szpadlem przekopuję niewielką ilość ziemi ze śniegiem. Idę z powrotem, zatrzymuję się przed żywopłotem i tak przez chwilę stoję. Przechodzę na trawnik i idę przed swoje okno, ale nie wiem po co, to się wracam na balkon. Mama pyta się co ja tak długo tam robiłem. Odpowiadam, że co najwyżej trzy minuty byłem na dworze. To musiało się zdarzyć, gdy zatrzymałem się przed żywopłotem, zasnąłem na stojąco, a gdy się obudziłem wydawało mi się, że to była krótka chwila.
Potem miałem coś takiego, że leżę w łóżku i napiera na mnie jakaś bezkształtna, ciężka do zidentyfikowania ciemna istota. Wyglądała jak czarna plama. Próbuję ją odepchnąć ręką, wcale się jej nie boję, wyobrażam sobie, że tworzę wokół siebie pole ochronne i każę jej odejść. Nagle czuje raczej irracjonalny niepokój, gdy zauważam, że moje ciało się tak na prawdę nie porusza, a ja poruszam fantomowymi, przezroczystymi rękoma. Wydaje mi się, że widzę jeszcze inne przezroczyste istoty (duchy?) i się wtedy budzę.
23-04-2017
Myślałem, że więcej mi się przypomni w ciągu dnia, lecz niestety nie. We śnie był późny, ciemny wieczór, a może i już noc. Na placu pomiędzy blokami byli jacyś ludzie. W którymś momencie, pojawiły się dziwne stwory. Miałem broń, krótki metalowy pręt, który wytwarzał silne wyładowania elektryczne (pewnie to się wzięło po obejrzeniu filmiku o dronie w klatce Faradaya), mogłem także wbić go w ziemię, i za pomocą myśli, kierować strumieniem elektryczności po ziemi, aż do celu. Kilka razy w kogoś trafiłem. Nagle cały plac i chodnik wzdłuż bloków wypełniły najprzeróżniejsze stwory. Skojarzyło mi się to wtedy z bitwą z "Władcy pierścieni", nie mogłem się przyjrzeć nikomu dokładniej, ale miałem pewność, że w większości to byli orkowie. Biegli jedni na drugich. Choć było tak gęsto, to nie zetknąłem, ani nie wpadłem na nikogo. Wszystko to było jak iluzja. Wyszedłem z gęstwiny i szedłem trawnikiem. Ukrył się tam mały, złośliwy stworek, gnom czy coś takiego. Chciałem strzelić w niego impulsem elektrycznym, niestety "różdżka" przestała działać. Wtedy mnie zauważył, ale mu uciekłem. Biegłem, już za dnia, przez całą dzielnicę. Po drugiej stronie ulicy, jacyś chłopacy komuś grozili, że wykurzą ich z tej okolicy i coś tam gadali o podpisach. Zatrzymałem się i usiadłem na ławce. Wciągnęła mnie senna reklama, tam stojąca. Przenikały się w niej dwa obrazy, jeden zaczynający się od lewego górnego rogu, to była kobieta siedząca przy pianinie i grająca, drugiego, tego zaczynającego się od prawego dolnego rogu, już za bardzo nie pamiętam, ale też kogoś tam przedstawiał. I tak siedziałem i się patrzyłem i patrzyłem. I ktoś mnie wtedy obudził...