Granat
11.01.2016 – 13:22
Był problem z rozdzielczością monitora stojącego na biurku w pokoju siostry. Rozdzielczość była za niska, ustawiłem na wyższą, ale komputer chyba się zawiesił. Ten monitor i komputer był dziwny, naprawdę to tam nie ma takich.
Mama dała mi granat. Nie wiem skąd go wzięła. Miałem rzucić go jak najdalej, nie wiem w jakim celu. Odbezpieczyłem i rzuciłem, wylądował jednak bardzo blisko, bo na trawniku. Nie wybuchł, więc pomyślałem, że wezmę i rzucę go dalej. Miałem z tym problemy. Niby go rzuciłem, ale nadal leżał w tym samym miejscu. Była chyba już wiosna, śnieg stopił się. Koty wypuszczone chodziły na dworze. Złapałem kotkę, ponieważ mogłaby się zainteresować granatem, który pewnie wtedy na pewno by wybuchł. Trzymałem ją na rękach, w pewnym momencie puściłem, a ta nadal się mnie trzymała jakby przyklejona do mnie, patrzyła się w kierunku, gdzie leżał w trawie granat. Weszła balkonem do mieszkania. Chciałem ten granat przenieść i wyrzucić za pomocą długiej linijki. Nie było go już tam. Okazało się, że tata wrócił już ze statku. Sprzątnął tego granatu, mówił, że to był niewypał. Zostało tylko zagłębienie w trawie.
Słońce, Porwanie
15.01.2016 – 12:53
Miałem fałszywe przebudzenie. Było już jasno, a ja nadal leżałem w łóżku. Miałem chałwę. Przyszedł tata, coś mówił. Musiałem szybko wstać, pościelić łóżko. Działo się więcej, ale niestety nie pamiętam. Byłem z kimś, gdzieś na dworze. To był mój znajomy, ale nie wiem kto to taki. Obserwowaliśmy słońce. Coś się działo na słońcu. Powiększyło się, zmieniało kształty, miały ich wiele, pamiętam jednak najbardziej jak zmieniło się świetlistego wieloryba. Przenieśliśmy się nagle do jakiegoś budynku. Patrzyłem przez okno, wszędzie pełno wysokich wieżowców, zasłaniały słońce. Okazało się, że budynek, w którym się znajdujemy, ma automatyczny mechanizm obrotu. Budynek zaczął się obracać w stronę słońca.
Przeglądałem papiery, książki, zdjęcia, wyglądało to jednocześnie jakbym przeglądał te teksty na ekranie komputera i w wersji papierowej, która leżała na stosiku. Autorka tekstu pisała, że jak poleci się zbyt wysoko to trzeba jeszcze dolecieć do następnej, niezupełnie o to chodziło, bogini. Ona pomoże. Było tam kilka zdjęć małej dziewczynki, jedno chyba z jej rodzicami. Miała około ośmiu lat, była to raczej księżniczka. Przeniosło mnie nagle do statku kosmicznego. Szedłem czarnym ciemnym przejściem. Widziałem z daleka jak z lasu wychodzą chordy obcych, byli czarni albo ubrani na czarno, świeciły im się oczy na żółto. Miały porwać księżniczkę. Kobiety znajdujące się na tym statku chroniły ją. Znalazłem dziewczynkę w jasnym pomieszczeniu. Przekazałem jej umiejętność kontrolowania elektryczności. Mogła się teraz bronić. Widziałem jak z jej rąk wychodzą wyładowania elektryczne. Przeniosło nas do tamtego budynku, chociaż bardziej wyglądało to jak moje mieszkanie, ale tego nie zauważyłem podczas snu. Wyszła z pokoju inna dziewczyna. Zobaczyła co robi tamta mała. Też chciałem pokazać jak wytwarzam elektryczność, nakierowałem ręce na lodówkę, ale słabo mi wychodziło, było prawie niewidoczne. Tamta dziewczyna się zdziwiła co my robimy, nawet jakby się przestraszyła.
Koszmary, Horror, Akwaria, Chyba Oobe
17.01.2016 – 17:18
Byłem na trawniku przed balkonem. Mama się poślizgnęła na czymś (było lato, więc nie na lodzie, ani śniegu). Tata złapał ją za rękę, aby przytrzymać, ale i tak się przewróciła. Złamała przez to rękę. Potem już w mieszkaniu widziałem jakby bandaż na jej ręce, ale była raczej wesoła, więc może jednak nic poważnego się nie stało. Przyszła ciotka, otworzyła drzwiczki balkonowe prowadzące na trawnik. Dwie kotki wybiegły na zewnątrz. Krzyknąłem do niej, że bardzo dziękuję, teraz będzie trzeba szukać kotów, po piwnicach… Potem znalazłem się gdzieś na szkolnych terenach, jakbym tam przyjechał autobusem. Wszedłem razem z mamą i siostrą do ciemnego tunelu. Chodziliśmy po podziemiach i piwnicach, i szukaliśmy kotek. Znaleźliśmy i jedną i drugą, i wracaliśmy. Przez chwilę jeszcze patrzyłem jak za ścianą koty się parzą ze sobą, trzy koty. Kopnąłem jednego i się zaśmiałem. Wracałem, jak wychodziłem z tunelu, chciał mnie zatrzymać taki jeden w błękitnej kurtce, popchnąłem, aby mnie przepuścił. Mama z siostrą poszły zaprowadzić do domu kotki, a ja kręciłem na teren szkolny. Znalazłem się między blokami, ale jednocześnie było to w środku szkoły, w jakiejś sali, chyba w stołówce. Po lewej stały książki na półkach. Ktoś chciał mnie wrobić, że niby to ja coś zgiąłem, uszkodziłem, chociaż to tak na prawdę to on zrobił, pokazał to jakiejś dziewczynie, nie wiem czy mu uwierzyła. Miał bluzę w niebieskie kolory. Opowiedziałem jej, że ktoś przypominający jego, ale ktoś inny, ubrany w niebieską kurtkę, nie chciał, abym wyszedł z podziemi. Potem dostałem do jedzenia sushi, zacząłem jeść, ale spostrzegłem, że są to żelki w kształcie sushi, pewnie sama niedobra chemia. Rzuciłem to, poruszałem tymi kolorowymi żelkami w powietrzu za pomocą telekinezy. Znalazłem się w innej części tej samej szkoły, w jasno oświetlonej sali. Przy ławce ustawionej na środku siedziała pani psycholog. W klasie byli uczniowie. Zawołałem ich i coś tam powiedziałem, że do Ziemi zbliża się fala kosmiczna i, że będą zmiany. Miałem ze sobą urządzenie, postawiłem je na ławce i włączyłem. Psycholog jednak od razu je wyłączyła, wiedziałem, że chce je zniszczyć. Zabrałem jej to urządzenie. Miało chyba jasny brązowy kolor. To był projektor. Włączyłem projekcję, na ścianie na korytarzu wyświetlił się film, coś o Ziemi i społeczeństwie ludzkim. Szybko jednak wyłączyłem, bo coś dziwnego zaczęło się dziać naokoło. Uczniowie, każdy po kolei, zamieniali się w zombi i gryź tych jeszcze normalnych. Schowałem się do innej sali obok. To był szpitalny pokój. W drzwiach była szyba i widziałem jednego zombiaka. Ten był inny niż wszystkie, miał wielką głowę, był straszniejszy i szybszy niż pozostali. Musiałem niestety wyjść na korytarz i uciekać. Biegłem, aż w końcu trafiłem do basenu. Lekko się ściemniło. Tamci mnie znaleźli i wskoczyli za mną do basenu. Chciałem się ratować nurkując. Byli szybsi ode mnie. Wszyscy skoczyli na mnie i zaczęli zagryzać. Scena się zaciemniła.
W następnej części snu obudziłem się na tym samym basenie, było jasno i nie było zombie. Nie miałem majtek, zobaczyłem, że unoszą się na wodzie kilka metrów przede mną. Popłynąłem i zacząłem je zakładać. Złośliwy kolega z klasy pociągnął mnie za majtki i się przewróciłem. Też go popchnąłem i wleciał pod wodę. Zajęcia na basenie się skończyły i wszyscy wyszliśmy. Coś mi się przypomniało. Powiedziałem temu koledze, że jak pójdziemy do tej sali, tej całej w w ciemnym drewnie, to znowu wszyscy będą się zamieniać w zombie. Nie chciał mnie słuchać. Wyszliśmy na dwór. Przechodziliśmy do innego budynku, szliśmy po trawie. Otworzyłem drzwi do sali
gimnastycznej. W korytarzu łączącym drzwi i dalszą większą salę, była dziewczyna i już coś ćwiczyła. Była to starsza siostra, którejś z koleżanek z mojej klasy. W sali już było kilka osób z klasy. Nagle zaczęła biec w moją stronę jedna z koleżanek, wołając, abym usiadł obok niej. Chwyciła mnie za ręce i zaprowadziła na miejsce. Usiedliśmy na podłodze. Powąchałem ją i powiedziałem, że ładnie pachnie (był to chyba zapach herbaty, a może kremu którym się posmarowałem na noc?). Powtórzyła to samo koleżance siedzącej po lewej jej stronie i obie się cicho zaśmiały. Mieliśmy coś rozwiązywać, albo pisać wypracowanie. Dostałem kartkę z pytaniami, tytuł był "Barbie versus ktoś tam". Zdziwiłem się o co chodzi, co to za dziwny tytuł. Wtedy już straciłem kontrolę i było jak w jakimś filmie. Sceny przyśpieszyły, pokazywały się urywki, zdjęcia z tego co się działo. Gdy zajęcia się skończyły czas płynął znów normalnie. Znalazłem się w innej części korytarza. We wnęce do ściany była przyczepiona mocno ośmiornica.
Ktoś wszedł drzwiami i schodził schodkami w naszą stronę. Prowadził na smyczy inną ośmiornicę. Rozluźnił tą pierwszą, ja ją nadal przytrzymywałem i mówiłem do tamtego, że nie może się wydostać, bo będzie atakować ludzi. Nic go nie obchodziłem, miał przyprowadzić nową to przyprowadził. Przyczepił ją w miejsce poprzedniej, która uciekła w głąb szkoły. Było po przerwie, wszyscy uczniowie stali przy ścianach i czekali na nauczycieli. Nagle znowu zaczęło się to dziać, tak jakby od początku tylko inaczej. Każdy uczeń, który zachował się za głośno, albo zbyt się poruszał zostawał atakowany przez zombi i sam zamieniany w takiego. Był tam także ten dużą głową. Jedna dziewczyna krzyknęła z przerażenia i uciekała, tamten ją do gonił i zaczął gryźć.
Wiedziałem, że jestem bezpieczny, ponieważ miałem wiedzę zdobytą z poprzednich zdarzeń z poprzedniej części snu. Na dodatek na ścianach był wyświetlany pas ekranu, w którym poruszały się słowa, usłyszałem głos, że mam być cicho, ale poruszać się trochę co każde okrążenie, wtedy zombi mnie nie zauważą. Panowała tam prawdopodobnie kontrola umysłów, ludzie buli zmieniani w zombi za pomocą jakiegoś sygnału wysyłanego przez komputer. Jakoś dostałem się do drzwi prowadzących na zewnątrz. Wchodziła do środka niczego nieświadoma dziewczyna. Wyglądała znajomo, ale nie wiem kto to był. Zatrzymałem ją i powiedziałem, aby była cicho. Obok nas przelazły na zewnątrz wszystkie zombi, pewnie zagryzą tych uczniów czekających na placu przed szkołą.
Ciocia z wujkiem kupili mi kartę graficzną do komputera i kasetę magnetofonową. Tłumaczę im, że to jakieś starocie, a kaseta do niczego się nie przyda. Mama ją próbuje złączyć z tymi kartami wyciągniętymi z koperty. Wujek tłumaczy mi, że jak kaseta będzie się szybko kręciła, to będzie działać jak karta graficzna…
Idziemy razem z kilkoma osobami do kina. Aby się tam dostać trzeba się chwycić lub stanąć na takiej bardzo wąskiej przezroczystej kolorowej "deseczce", z plastiku, a może szklanej. Te "windy" działały na zasadzie elektromagnetyzmy, bardzo silnie przywierały do ściany, po której można było się poruszać w górę, w dół i na boki. Kino było na samej górze. Na ścianie było wiele takich wind i ludzi z nich korzystających, trzeba było się wymijać. Gdy dotarliśmy na górę okazało się, że się zgubiliśmy, pewnie wszyscy są już w kinie. Poszedłem razem ze znajomym na prawą stronę i weszliśmy. Nie było to jednak kino, tylko czyjeś mieszkanie. Nie mogliśmy wyjść, bo drzwi się automatycznie zamknęły. Prawdopodobnie w padliśmy w pułapkę. Było tam dwoje starszych ludzi -
mężczyzna i kobieta siedzący na swoich kanapach, a także mały chłopczyk. Od razu wiedziałem, że jest coś nie tak, oni tylko wyglądali na ludzi, ale nimi nie byli. Chłopczyk był zbyt mały i głupi, aby się czegokolwiek domyślić. We dwóch, ja ze znajomym udawaliśmy, że nic nie widzimy kim oni są. Nagle wybiegliśmy na balkon, chciałem uratować tamtego chłopczyka, ale nie wiadomo skąd pojawiła się moja kotka, wolałem ją zabrać ze sobą z tego strasznego miejsca. We trójkę teraz, jakoś zeskoczyliśmy z balkony, a było to na którymś z wyższych pięter, spadając przytrzymywaliśmy się wystających parapetów czy okien, albo innych balkonów. Pobiegliśmy. Potem nas nagle cofnęło, jakby wszystkie wydarzenia przewinęły się do tyłu. Tam byli jeszcze jakieś inne niewidzialne stwory. Miałem ze sobą lusterko, za pomocą którego mogłem je widzieć. Jeden z nich stał za mną. Chciałem tak samo uciec balkonem. Tamten jednak mnie chwycił. Miał narzędzie chirurgiczne. Przekazał mnie innym niewidzialnym ludziom (obcym?), aby mnie przytrzymali. Miał mi wyciąć mózg. Chcieli go wsadzić do jakiegoś pojemnika stojącego na balkonie i utrzymywać przy życiu, jednocześnie mnie więżąc. Nagle do mieszkania wpadło dwóch ludzi z bronią, chyba agenci. Dzięki temu udało mi się uwolnić uścisku. Szybko wybiegłem przez drzwi przez nich otworzone, była tam materiałowa zasłona. Krzyknąłem, aby uciekali, bo i tak sobie z nimi nie poradzą. Wiedziałem, że mają jakąś super technologię i na dodatek są niewidzialni. Jeden z agentów uciekł, drugi jeszcze celował w tamtych z broni, ale nie wiedział gdzie oni są szukał ich wzrokiem, chwyciłem go za ramiona i wyciągnąłem, bo gdyby drzwi się zamknęły, byłoby już po nim. Była tam niedaleko jakaś przypadkowa dziewczyna. Zabrałem ją ze sobą. Ukryliśmy się w jakimś budynku, chyba szpitali. Stanęliśmy za ścianą. Kobieta, chyba jedna z tych obcych, niestety nas zauważyła. Pewnie ten szpital także był ich. Szybko się do mnie zbliżała. Dziewczyna gdzieś zniknęła, może od początku jej tam wcale ze mną nie było. Zacząłem uciekać, wybiegłem na zewnątrz. Tamci posłali po mnie kogoś. Biegłem, nagle wpadłem na pomysł, że mogę uciec mu lecąc. Tamten też potrafił latać i był bardzo szybki. Dałem za wygraną. Złapał mnie i prowadził w stronę tego mieszkania. Miał jednak chyba tego chłopczyka, a nie mnie, ja byłem teraz obserwatorem. Sen znowu się przewinął, nawet do wcześniejszych zdarzeń. Scena pokazywała wcześniejsze zdarzenia zanim my tam weszliśmy. Tamta stara kobieta zaprowadziła tego chłopczyka do kuchni. Powiedziała, że ukroi mu trochę mięsa i upiecze. Pewnie to jego chciała pokroić na kawałki i zjeść. Nie zdążyła jednak, bo wtedy my otworzyliśmy drzwi.
W moim pokoju znalazłem stary mały laptop, pewnie dziesięcio lub ośmiocalowy. Stał na komodzie. Był na nim zainstalowany Windows XP, działał dobrze i szybko. Pojawiło się okienko z informacją, że coś tam będzie "ulepszone". System sam zaktualizował się do wersji 10…
Była pokazana mapka, trasa pociągu. Migranci mieli zatrzymać się na Ukrainie, potem będą przejeżdżać przez Polskę.
Poszedłem do dawnego znajomego, dawno już tam w rzeczywistości nie mieszka. Miał pretensje, że nie mogłem do niego przyjść, powiedziano mu, że gdzieś jadę, i nie mogę nawet na chwilę przyjść. Powiedziałem mu, że ci którzy o tym powiedzieli, kłamali, nigdzie nie miałem zamiaru wyjeżdżać. Później walczyliśmy z dziwną podłużną maszyną, robotem.
Wchodzę z dworu na klatkę schodową. Wszędzie na ścianach po bokach schodów wiszą akwaria z różnego rodzaju rybami. Straszę jedną rybę, buu!, z głębi (jakiej głębi, przecież klatka schodowa nie jest aż tak wielka?) akwarium wyłania się wielka podłużna czarna ryba, a za chwilę druga trochę inna. Trochę się przestraszyłem i szybko poszedłem do domu.
Siedzę na niskim krześle, na samym przodzie. Obok mnie z prawej strony siedzi kolega. Jest to takie połączenie sceny kabaretowej ze szkołą i kościołem. Na widowni, w klasie, niektórzy siedzą na krzesłach, tak jak my, a niektórzy przykryci kołdrami, jakby spali. Wychodzi na scenę trzech starszych mężczyzn, takich już dziadków. Mają mieć przedstawienie. Wiem, że są to bardzo dobrzy aktorzy, charyzmatyczni ludzie. Jednak jeden z nich poszedł na łatwiznę i dał pierwszemu lepszemu na samym przedzie, czyli mnie kartkę, jakby zaproszenie na scenę. Nie chciałem wychodzić na scenę, więc przekazałem to śpiącemu, po lewej stronie. Pisałem coś w zeszycie, nagle zauważyłem, że jest tam data aktualnej lekcji 1997 albo 1998. Spytałem się kolegi jaka jest data i odpowiedział tak jak miałem w zeszycie. Powiedziałem mu, że przecież jest 2016. Domyślił się, że to musi być sen. Wstaliśmy i wołaliśmy do wszystkich, że są we śnie, a potem wyszliśmy stamtąd.
Idę przez szpital czy przychodnię. Wchodzę na salę operacyjną. Chirurg operuje kobietę. Pyta się mnie czy dostałem od niej pozwolenie, aby przebywać podczas operacji. Nie znałem jej, więc wyszedłem stamtąd. Na podłodze leżało lekko przypalone mięso. Pewnie to ten pies, który je jadł, skądś je wyciągnął. Wyszedł doktor i szukaliśmy miejsca, gdzie leżało wcześniej to mięso, nie był
to piekarnik, może to od kogoś innego zabrał ten pies.
Ortodontka sprawdza mi aparat na zębach. Mówię jej, że mam jeszcze te gumki do aparatu. Odpowiada mi, że te są za długie i mogę je użyć co najwyżej do gotowania. I poszła sobie.
W kuchni jem jakiś serek, albo jogurt kremowy, który dostałem od cioci w paczce. Na dnie znalazłem małą naklejkę w przezroczystej folii w kształcie jakiegoś zwierzęcia. Powiedziałem do siostry, dobrze, że nie połknąłem tego, takie teraz wkładają do jedzenia niespodzianki. Dałem jej tą naklejkę.
Patrzę z mojego pokoju na kuchnię. Bawią się tam jakieś dzieci, dziewczynka z chłopczykiem. Zobaczyli mnie i stoją w bezruchu. Chyba ich przeniosło z górnych pięter tu na parter. Poszli do drugiego pokoju. Poszedłem za nimi. Wydawało mi się, że są trochę starsi niż przed chwilą w kuchni. Spytałem się ich jak mają na imię. Dziewczyna odpowiedziała, że ma na imię Magda, a on to Jacek. Chyba pierwszy raz postacie ze snu wyraźnie powiedziały jak mają na imię, a może to nie był zwykły sen tylko oobe, a to byli prawdziwi ludzie? Chcieli iść na górę, do siebie. Zaproponowałem im, że może jednak wyjdziemy na zewnątrz, a skoro to jest sen, to nawet będzie fajnie jak pójdziemy na bosaka. Wyszliśmy na dwór, dalej nie pamiętam co się działo.
Włosy, Krasnoludki, Cukierki
18.01.2016 – 14:19
Ścieżką prowadzącą od lasu, szła kobieta w sukni. Przed nią szedł mężczyzna podobny do Kiepskiego. Nagle się zaśmiał i zaczął uciekać, potem wsiadł do samochodu i pojechał. Ona chwilę biegła za swoim "księciem", ale dała za wygraną. I dobrze, to był taki głupi pijak. Nie widziałem jej twarzy, ponieważ patrzyłem na nią z góry. Miała piękne włosy, uplecione, bym nawet powiedział, że we fraktalny wzór.
Ściemniło się. Doszedłem poprzez przedpokój do sypialni rodziców. Nie wiem czego się bałem, powiedziałem mamie, że tam ktoś chodzi po pokojach w ciemności.
Leżałem na łóżku. Pewnie to był paraliż z hipnagogami. Po krawędzi kołdry chodziły małe ludziki, takie jakby krasnoludki, miały mniej więcej siedem cm. Za nimi szła mała dziewczynka. Narrator o niej opowiadał. Przewróciła się i spadła z kołdry na łóżko.
Byłem z mamą w sklepie. Miał to być chyba spożywczy, ale sprzedawca oferował jedynie różne gumowe figurki, większość w szarym lub beżowym kolorze. Przy wyjściu tylko było małe stoisko z żelkami. Zjadłem jedną w kształcie głowy słonia. Pokazałem mamie pozostałe dwie. Powiedziała do sprzedawcy, że weźmiemy jeszcze te dwie żelki.
Kiepski dał mi różne cukierki. Najbardziej zapamiętałem fioletowe. Miałem ułożyć z każdego rządku specjalny wzór matematyczny.
Siedziałem z kolegą przy stoliku. Miałem jakieś ciasto w-zetka albo sernik. Kolega dał mi musujące czerwone wino. Wypiłem, ale za chwilę przypomniało mi się, że nie miałem już pić wina.
W tym śnie było coś o szkole, ale nie byłem w szkole. Nauczycielka rozdawała słodycze. Wziąłem ze sobą cały wór cukierków, które pozostały. Byliśmy niby w klasie, ale tak na prawdę to była sypialnia rodziców. Wysypałem wszystko na podłogę. Przychodzili uczniowie. Dwóm dałem ostatnie cukierki w kształcie kulek. Z innym kolegą znaleźliśmy podkładki, wybrałem tą w drewniany wzór. Powiedziałem, że i tak pod mysz to powinna być taka podkładka cztery razy większa. Były tam też dziwne cukierki. W dużej torbie były ususzone owady podobne do pszczół. Z tyłu opakowania był opis, że to najgroźniejsze owady na świecie. Wszystko co zostało zapakowałem do plecaka. Niby wróciłem ze szkoły, ale tak na prawdę przeszedłem tyko do kuchni. Wysypałem to co zabrałem na stół w kuchni. Pokazałem wszystkim te cukierki owady.
Wycieczka, Urodziny, Zdjęcie
19.01.2016 – 14:50
To był korytarz, niekoniecznie szkolny, lub mój pokój, albo się przenikały te dwa miejsca. Czarodziejka z Księżyca musiała walczyć z siłami ciemności. Miałem jej różdżkę, bardzo chciała ją odzyskać. Nie chciałem jej oddać, bo chciałem ją wypróbować. Była rozkręcona, w środku przy gwincie mały kryształek, skręciłem ją. Nie wychodziła mi walka tą różdżką, więc ją oddałem jej. Znalazłem się obok angielskiego domku z anime. Tam mieszkają dwie dziewczyny z anime. Był to raczej stary polski, brzydki szary blok. Pokazała się kartka z napisem poplamionym, jakby ktoś wbijał długopis. Było coś napisane, że Tesla już nie jest taki dobry, czy coś tam. Przyszedł ktoś z prawej strony i się wrócił, może to ten kto to napisał? Poszedłem za nim. Ogrodził wykupiony teren metalowym ogrodzeniem. Przygotowywał miejsce do budowy domu. Musiał zebrać całe siano pozostawione przez ludzi tam niedaleko mieszkających. Tutaj było wyżej, jak na górce. W ogrodzeniu była huśtawka. Zapytałem się go czy nie było by lepiej ją zostawić. Odpowiedział, że tam właśnie postawi namiot, a huśtawkę będzie trzeba przenieść gdzieś indziej. Poszedłem z nim dalej. W sianie między rakami było ukryte ciężkie metalowe koło. Wyciągnął je i ustawił na pieńku, wyglądało to teraz jak okrągły stolik. Musiałem już pójść. Wracaliśmy z klasowej wycieczki. Dwóch kolegów, jeden z klasy, a drugi nie, szli ze mną chodnikiem za bokiem, z tej strony, gdzie niedaleko był parking i las. Na parkingu jest jeden kosz do koszykówki. Poszli ze mną do domu. Okazało się , że mam urodziny. W pokoju było pełno paczek, toreb z prezentami. Oni też dali mi prezenty. Chcieli, abym od razu otworzył, powiedziałem, że wolę później jak będę sam. Ciocia siedziała w kuchni przy stole. Powiedziała, że nie powinienem pić tej amerykańskiej kawy (nie wiem o co chodzi, bo kawę piję bardzo rzadko, a o amerykańskiej nic nie wiem). Dała mi prezent i lepszą kawę. Powiedziała, że da mi też lepsze, poprawione zdjęcie skoro zniszczyła coś co było 25-letnie (także nie wiem o co chodzi). Zaniosłem prezent do pokoju i postawiłem na komodzie. W torbie były chyba dwie książki, albo bombonierki z czekoladkami. Wyjąłem zdjęcie. Było bardzo dziwne, ale pomyślałem, że to takie artystyczne wykonanie. Na zdjęciu byłem ja po prawej stronie. W tle było okno. Nie wiem, gdzie zostało zrobione to zdjęcie. Za mną, po lewej stronie, stał mężczyzna z długimi czarnymi włosami, przypominał aktora z Harrego Pottera grającego Syriusza. Na twarzy miał szczeliny, w których świecił się, na żółto lub pomarańczowo, płyn jak lawa w wulkanie. Koledzy powiedzieli, że z tym zdjęciem jest coś nie tak. Też doszedłem do tego wniosku, zdjęcie było trochę straszne. Nie zdążyłem pójść sę spytać cioci skąd to zdjęcie, ponieważ się obudziłem.
Pszczółki, Wierszyk
24.01.2016 – 14:49
Jest pszczoła z muchą. Łączą się ze sobą w jakiś sposób. Inna pszczoła składa w nich małe pszczółki. W tym śnie myślałem o tym, że też chciałbym być razem z tą pszczołą. Po obudzeniu stwierdziłem, że wcale nie chciałbym być pszczołą, ani z pszczołą muchą...
Idę z siostrą w autobusie lub pociągu, kilkakrotnie szerszym niż w rzeczywistości, ewentualnie po samolocie, chociaż nigdy jeszcze nie leciałem. Siadamy na dużym czarnym materacu. Mam kilka książek ze sobą. Niedaleko siedzi nauczycielka geografii z liceum. Też ma książki. Chcę od niej pożyczyć jedną, która mi się spodobała. Mówi, że pożyczy jeżeli dobrze odpowiem na pytania. Na stronie tej książki jest obrazek, jakaś łąka i chyba zwierzęta, a na tym obrazku coś jakby wiersz z lukami do wypełnienia. Nie wiem czy to miało coś wspólnego z geografią, nie wiem nawet jakie było pytanie i o co chodziło w tym tekście. Nie odpowiedziałem, więc mi nie pożyczyła książki. W następnym śnie, jestem z kilkoma osobami. Siedzimy przy stoliku. Pocięte papierki z tematami leżą na stole. Wybieram jeden. Dostaję kartkę taką samą jak strona z tamtej książki. Mam się niby nauczyć tego wierszyka śpiewać. Następny sen. Myślałem, że już się obudziłem. Opowiadam siostrze o tych snach, o tym obrazku z tekstem.
Szkoła Psychiatryczna, Ruiny, Okrągłe Schody
25.01.2016 – 14:46
To był gabinet psychiatryczny, prawdopodobnie tam pracowałem, ale nie jestem pewny. Były tam trzy kobiety i pacjentka leżąca na stole. Te dwie je badały, obok ja siedziałem. Przyszła ta trzecia, bardzo gruba. Oparła się o mnie i obserwowała leżącą. W końcu wstała. Zauważyłem, że nie mam jednej skarpetki na prawej nodze. Poszedłem za nią i powiedziałem, że zapomniałem założyć skarpetę. Miała ją, oddała mi ją. Jestem jednak pewny, że to ona mi zdjęła skarpetę. Wyszedłem z gabinetu. Na parterze byłą szkoła. Zauważyłem, że nie mam nic na sobie tylko jakąś cienką zieloną bluzkę bez rękawów, pewnie to ona mi zabrała ubrania. Szukałem wejścia do gabinetu, chciałem powiedzieć, że zapomniałem ubrań i się ubrać. Zauważyłem tą grubą. Pchała szafeczkę na kółkach.
Nie widziała mnie, nie dogoniłem jej. Spiralnymi schodami wszedłem na górę, były tam drzwi z napisem ZOO. Wróciłem się, wszedłem do jakiegoś gabinetu, ale nie tego, wyszedłem drugimi drzwiami po drugiej stronie. Znalazłem się poniżej parteru. Po środku było przejście, powybijane szyby, wszystko poniszczone, tak jakby to było specjalnie utrzymywane miejsce, ruiny, gdzie mogą się przechadzać chorzy psychicznie. Na ścianie było napisane zdanie, które miało za zadanie jeszcze bardziej demotywować chorych, coś o tym, że i tak stąd nie wyjdą. Skończyły się tam lekcje, uczniowie mieli już wychodzić na górę na przerwę. Przyszli robotnicy. Wzięli ze sobą kilku uczniów i weszli przez stłuczone okna do tych ruin, rosło tam trochę trawy. Kazali im coś przytrzymać, powiedzieli, że skończą w dwie i pół godziny. Inni szybko wyszli, nie chcieli zostawać tam na tak długo. Znowu szedłem schodami. Tym razem był to okrągłe schody, których stopnie wystawały tylko trochę ze ściany i trzeba było wskakiwać lub zeskakiwać. Szły za mną dwie osoby. Schodziłem cały czas, ale nie mogłem dotrzeć na parter, ciągle wracałem na pierwsze piętro. Wreszcie się zatrzymałem. Znowu ruiny. Te schody to była iluzja, wszędzie były kawałki schodów na podłodze, gruzy, pewnie już dawno się zawaliło. Powiedziałem tym dwóm, że to matematyka, czwarty wymiar i można to formować za pomocą myśli. Przekształciłem kilka kawałów rozwalonych schodów w podłużną ostrą broń. Ktoś się zbliżał, szedł przejściem znajdującym się po prawej stronie. Nie mogłem się utrzymać na nogach, zacząłem się zataczać, udało mi się dojść tylko do okna i się obudziłem.
Pościg, Lustra, Remont, Sterydy Od Klucznika
27.01.2016 – 15:27
Ziemista ścieżka, trawa, bagna, kogoś gonią samochodami wyścigowymi. Jeden z nich mnie zauważył, uciekam, strzela w moim kierunku z broni, to pszczoła. Pszczoła wlatuje mi pod koszulkę, zdejmuję ją jak najszybciej, otrzepuję się i odganiam pszczołę. Tamten podjeżdża do mnie. Jego pojazd ma kamuflaż w postaci niewidzialności, chociaż trochę go widać.
Stoję przed swoim pokojem. We śnie wiem, że cofnąłem się w czasie. Tata się pyta o jakiś wierszyk, nie pamiętam tekstu. Wszędzie na ścianach są zawieszone kwadratowe lustra, na przedpokoju i w pokojach, a także na miejscu niektórych obrazów. Tata coś wcześniej zrobił z tymi lustrami, że są teraz brudne albo zaparowane i trzeba je wyczyścić. Przeglądam się w jednym, widzę swoje odbicie jakby prześwietlenie czaszki.
W domu jest remont, pełno rzeczy poustawianych w dużym pokoju. Są tam też stare szafki i stary komputer stacjonarny z monitorem kineskopowym, który nie ma nawet płaskiego ekranu. Oprócz tego, że jest wypukły, to na dodatek jakiś taki pofalowany, pozaginany, przez co trudno zobaczyć co jest wyświetlane, trzeba patrzeć pod różnymi kątami, z spod spodu, z góry. Na komputerze jest zainstalowany jednocześnie Windows XP i inny starszy. Widać u góry powyginane menu start z XP i drugie szare na dole. Wkładam płytę CD, mam zainstalować Windowsa 10, a może Ubuntu. Po chwili rezygnuję, nie chcę na razie zmieniać, nie mam na to czasu. Wyłącza się ten starszy Windows, znika szare menu. Przychodzi ciocia, siada przy biurku, na którym stoi ten monitor, mówi, że po co ta baba powiedziała, że otwierali tamtą paczkę. W paczce było chyba jedzenie. Przekładam papiery z biurka na szafkę oraz dwa dokumenty taty ze zdjęciami. Na szafce znajduję grę Screamer 4x4. Otwieram pudełko, puste, widzę jednak, że płyta i jakieś koperty schowane są za okładką. Dziwne, przecież bym widział to bez otwierania. Zamykam pudełko bez sprawdzania.
W kuchni jem śniadanie. Miałem wstać o 8, ale wstałem godzinę wcześniej, dzięki czemu mam więcej czasu. Klucznik napisał do mnie w notatniku, że mogę kupić jakąś super odżywkę. On się nie odważy wziąć 10kg albo więcej, ale 1kg to mógłby być. Ponoć po jednym kilogramie można się odmłodzić o 10 lat. Daje mi link do strony, gdzie to można zakupić, ale pisze, że lepiej w zwykłym nieinternetowym. Ma to być w srebrnym opakowaniu. Daje link do zdjęcia, jak to wygląda. Otwiera się zakładka, zdjęcie się jednak nie wczytuje. Link nie działa, była to tylko bladoróżowa plama lukru, niby, że klejące to link. Odpisuję mu, piszę tym lukrem Dziękuję, a dalej dopisuję długopisem, że link nie działa.
Wampiry W świątyni
28.01.2016 – 10:32
Byłem w pokoju z dwiema kuzynkami, które już nie mieszkają razem. Były tam dwa stare komputery, jeden trochę nowszy na biurku, a starszy na środku pokoju. Włączyłem ten starszy, nie pamiętam co robiłem na komputerze, wyłączyłem. Monitor kineskopowy nadal był włączony, śnieżył. Myślałem o włączeniu gry Mario. Jedna z kuzynek zaczęła rozmowę o tym, że zostawiłem monitor włączony, że to dużo ciągnie prądu, a oni mają tak mało pieniędzy. Potem zaczęła się jakaś zabawa czy gra. Wyszliśmy z pokoju. Dalej był budynek szkołopodobny. Kuzynki znalazł przejście na skróty. Wchodziło się tam po pionowych schodach, bardziej wyglądało to na schododrabinę. Udało mi się tam wjechać rowerem i przecisnąć przez przejście. Powiedziałem im, że tam dalej będzie fajnie. We śnie wiedziałem, że wiele razy tam byłem w innych snach. Doszliśmy do świątyni. Weszliśmy bocznym wejściem, nic się nie stało. Wyszliśmy i weszliśmy środkowymi drzwiami. Zaczęło się ściemniać, szumiało. Pojawiały się dziwne postacie. Szliśmy środkiem po schodach na górę. Było tam pełno jakichś zjaw ubranych na czarno i wampirów. Zjawy było łatwo pokonać. Wampiry były silniejsze. Jeden z nich mnie ugryzł i się obudziłem. Ogólnie nie było to straszne, tylko we śnie pomyślałem, że dziwne jest to, że znajdujemy się tam bezpośrednio, a nie sterujemy postaciami w komputerze.
Pod Wodą, Bójka
29.01.2016 – 19:39
W tym śnie jestem obserwatorem. Przyjechał czarny płaski samochód (a może przyleciał?), pewnie z napędem na cztery koła, trochę wyglądał jak statek kosmiczny. Kobieta z mężczyzną płyną w łodzi podwodnej, zauważyli ten samochód. Pojazd ten potrafił zapewne także pływać. Wynurzyli się. Z czarnego pojazdu wyszła robotyczna istota, która miała włączone, albo nawet sama składała się z pola siłowego. Ubrana była na czarno. Tych dwóch zaczęło z nim walczyć, bardzo szybko się przemieszczali i poruszali ciałem, które mieli lekko przezroczyste, jakby płynne przy ruchach.
Potem zatrzymali się na ścieżce. Tamten roboczłowiek spytał się mężczyzny jak ma na imię, a tamten odpowiedział, że Mariusz. Wrócił do swojego samochodu pokonany. Nie wiem czemu, ale wydawało mi się, że ten Mariusz ma tak na prawdę inne imię, albo to jest prawdziwe, a zazwyczaj podawał nieprawdziwe. Nie byłem już obserwatorem, schowałem się wtedy za drzwiami ubikacji. Patrzyłem nisko przez otwory czy ktoś nie nadchodzi. Czyżbym przechwycił kocią percepcję?
Sobowtór, Miasto Z Przyszłości Za Lasem
30.01.2016 – 14:11
Nie mogę zapalić lampki. Wyobrażam sobie ręcę w ciemności. Wyciągam swoje, a tamte
wyobrażone wyciągają mnie z łóżka. Idę do ubikacji. Mój cień sobowtór, ten co mnie wyciągnął, chciał usiąść mi na plecy, niech siedzi. Schodzimy schodami, na górę idzie jakaś pani. Czytam coś na tablicy przy schodach. Wychodzimy z budynku. Idziemy chodnikiem, wchodzimy do lasu. Jest ciasno, trzeba się przeciskać. Las oddzielał jedną część miasta od drugiej, tej z przyszłości. Wychodzimy z lasu do przyszłości. Mój niby sobowtór ze mnie schodzi, zamienia się w dziewczynę. Dalej idę sam. Są tam budki sklepowe. Proponują mi ciasta, prawie próbuję, ale się opanowuję i odmawiam. Za szybą widzę dwa zdjęcia, jedno przedstawia obecnego papieża Franciszka, a drugie tego, który jest tam w przyszłości. Ma imię na A, a nazwisko na E. Wydaje mi się, że nazywa się trochę jakoś tak arabsko. W następnym śnie jestem w domu. Opowiadam mamie co mi się śniło. Mówię, że w niedalekiej przyszłości papież będzie islamistą. Odpowiada, że niemożliwe.
Gry, Pióra, Ptaki
01.02.2016 – 15:28
Dziewczyna rysowała na komputerze, dziwiłem się, że tak łatwo to jej wychodzi myszką, bez piórka. Siedzieliśmy na kanapie. Coś mówiła o koledze, że to Kaczyński ma przyjść. Potem włączyła się gra. Mówiłem, że to Dungeon Siege 2, bo ma lepszą grafikę niż pierwsza część, której nie przeszedłem do końca, bo się znudziło mi. Tak naprawdę nie było to podobne do tej gry. Kierowałem postacią, kamera w ogóle nie działała, przez co widok był zasłaniany przez budynki i mniejsze domki. Były tam różnego rodzaju potwory. Chyba przegrywałem, ponieważ nie wiedziałem, którymi klawiszami używać broni. Nawet chyba nie miałem klawiatury. W pewnym momencie gra się zmieniła. Był widok z kamery jak na wsi jakaś dziewczyna zajmuje się psem, karmi go. Przeniosła się w inną lokację i chyba zajęła się teraz koniem. Gra się pomieszała, była trochę 3D, a trochę taką dwuwymiarową platformówką. Wskoczyłem sobie na tą platformę (?), gonił mnie mały tyranozaur wielkości maskotki. Miał taki udawany niby straszny głos. Trochę jakby mnie ugryzł w nogę, którą nie zdążyłem schować. Było to takie uczucie jakby to zrobił kot, a nie dinozaur. Przebiegł po tej platformie i zeskoczył. Na podłodze, po prawej stronie, stał inny trochę prawdziwszy dinozaur, także taki malutki. Były tam też inne zwierzątka. Zaczęły się ścigać korytarzem. To była chyba podstawówka. Siedzieliśmy na podłodze przy wejściu na główny korytarz. Byłem tą dziewczyną z nagrań. Miała trzy karty, albo zdjęcia, teleportujące do tych miejsc, w których była. Ktoś powiedział, że jest jeszcze czwarty teleporter. Wstaliśmy. Inni uciekli bojąc się czegoś. Ja, czyli tamta dziewczyna, też wstała. Płynął tam strumyk, siedziały ptaki, przejście do lasu. Jeden z nich wyskubał kilka brązowych piór (chyba to te dodatkowe teleportery). Nie wiem czego tamci się bali, bo nic strasznego się nie działo, jednak pobiegłem za nimi. Może bali się, że coś tam może wybuchnąć. Gdy dobiegłem na koniec korytarza, zauważyłem, że dzieci siedzą na krzesłach ustawionych wzdłuż korytarza. Na kolanach trzymały białe ptaki, jeden rozłożył skrzydła na boki. Koledzy przynieśli trzy kartoniki podobne do kartonów z pizzą, były w nich okrągłe różowe żelki. Wziąłem jeden kartonik częściowo opróżniony z cienkimi żelkami, proponowałem je koleżankom stojącym z mojej lewej strony, przy stole czy przy czymś podobnym Pamiętam też, że obok mnie była koleżanka, która w rzeczywistości popełniła samobójstwo. Nie dowiedziałem się czego ode mnie chciała, bo się obudziłem.
Potwór-bóg I Wampiry
02.02.2016 – 11:21
Działo się we śnie bardzo dużo, więc na pewno wiele zapomniałem. Na początku była tam kobieta z małym chyba niedawno narodzonym dzieckiem, ja byłem przez jakiś czas tylko obserwatorem. Było to w jaskini albo, gdzieś w podziemiach. Ludzie w tej jaskini wypuścili potwora, czcili go, mówili, że to Jezus. Był to wielki ośmiornico podobny stwór, zanurzony do połowy w wodzie. Kazali, aby najpierw ta kobieta z dzieckiem z nim się spotkała. Potwór złapał tą kobietę jedną ze swoich macek powiedział "zjem was". Udało mi się wyrwać tą mackę, złamałem ją jak gałązkę. I tu zaczęła się ucieczka przed tym potworem. Bieganie po wąskich ciemnych przejściach, schodach, drabinach. Raz nawet trzeba było uciekać po wąskiej długiej desce zawieszonej nad przepaścią. Wtedy nawet nie zauważyłem, to małe dziecko zniknęło, ale tak jakby w ogóle od początku go nie było. Na końcu tej części snu, kiedy udało się uciec, dwie kobiety, te które uciekały, przeszły przez wykafelkowane pomieszczenie, tam było wyjście z podziemi, gdzie skrył się potwór. Jacyś ludzie tam wchodzili, pewnie także będą musieli uciekać przed potworem. W następnej części snu jest ciemna noc. Wracam z podziemi w grupie kilku osób. Wiemy, że wszędzie na świecie chodzą wampiry i zamieniają innych ludzi także w wampiry. Przez balkon patrzyłem do środka mieszkania, zauważyli mnie, wiedziałem, że mama i siostra były już wampirzycami i zawiadomili władczynię, która rządziła wampirami. Zaczęliśmy uciekać, przechodziliśmy przez ulicę, biegliśmy. Biegło się bardzo powoli, działało jakieś spowolnienie, a wampiry już niedaleko nas. Szukamy jakiejś klatki schodowej, w której można by się ukryć. Weszliśmy po schodach na samą górę. Dalej było okrągłe przejście na suficie. Były tam zabezpieczenia, że jak się weszło, uruchamiały się ostrza. Znalazłem długi kij, którym zablokowałem urządzenie, przeszedłem przez otwór na górę. Czekałem z niecierpliwością, aż następni będą wchodzić, ponieważ tamte wampirzyce znalazły miejsce, gdzie ukryliśmy i już wchodziły po schodach. Okazało, że dziura się zamknęła, ktoś kto był już na górze, powiedział, że to już koniec, a ja po prostu rozwaliłem te okrągłe drzwiczki, czy klapę, bo były ze słabego spróchniałego drewna. Wreszcie inni zaczęli wchodzić na górę. Dalej nie pamiętam, czy nas dogoniono czy nie.
Astralne Więzienia, Praca
09.02.2016 – 12:23
Idę z jakimiś znajomymi dziewczynami. Wchodzimy po schodach do budynku. Jasne przejście, korytarz. Wiem, że na końcu przejścia będzie coś strasznego, koszmar, ale i tak tam biegnę żeby trochę "porozrabiać". Wzdłuż tego korytarza poustawiane są różne figurki czy kwiaty. Biegnąc przewracam niektóre z nich. Trafiam do, tak mi się bynajmniej wydaje, do dużego marketu. Z prawej strony stoi strażnik. Pilnuje, aby nikt nie przechodził. Wiem, że market to tylko przykrywka do tego co jest tam dalej pilnowane. Udaję, że nic mi o tym nie wiadomo i biegnę dalej. Strażnik szybko idzie za mną. Woła, że nie wolno. Jest tam ciemno, podziemia czy coś. Dowiaduję się od niego, że to miejsce dla umarłych i na dodatek są tam więzienia, więc jak nie chcę być złapany, to lepiej, abym opuścił to miejsce. Zgadzam się z nim i wychodzę na zewnątrz. Biegnę z kimś znajomym uliczką po mieście, uciekamy z tamtego strasznego miejsca. Rozmawiamy o tym jak nas niesprawiedliwie potraktowali, że nie pozwolono zwiedzić tych podziemi i że za jakiś czas spróbujemy się tam ponownie przekraść.
Znowu idę z dziewczynami, wchodzimy do szkoły (podstawówka z gimnazjum), zatrzymujemy się przed pokojem nauczycielskim. Jednocześnie wiem, że to nie jest szkoła. Wyjmuję dokumenty, cv z teczki. W teczce zostaje kartonik przedzielający inne papiery. Wchodzę pierwszy. Jest to bardzo duży pokój, na środku stoi tak samo duży stół. Jakaś pani każe mi podejść, ale mówi, abym jeszcze nie siadał na krzesło. Niby mamy być przyjęci nieoficjalnie, a to jest nielegalne. Gdy pozostali opuszczają salę mogę usiąść. Przychodzi ktoś, chyba szef. Wyszedł właśnie z innego przejścia. Przychodzą dziewczyny. Wydaje mi się, że zostaliśmy przyjęci do tej pracy, chociaż nie mam pojęcia co tam będziemy robić.
Pomnażanie Pieniędzy
10.02.2016 – 14:23
Znowu szkoła, gimnazjum, o co chodzi, ciągle śni mi się szkoła, to jest już nudne... W tym śnie miałem plik pieniędzy, same setki. Tasowałem je jak karty. Gdy tak tasowałem, pieniędzy przybywało, kupka robiła się większa. Rozdawałem pieniądze wszystkim naokoło. Później, gdy chciałem usiąść na podłodze przy drzwiach do klasy, złośliwy kolega przesuwał w to miejsce więcej błota. Odsunąłem błoto i usiadłem. Jak zobaczył co robię to już od razu chciał ode mnie pieniędzy, dałem mu, niech ma. Ktoś inny przyszedł dał mi kupkę setek pomieszanych z dwudziestkami i dziesiątkami. Chciał, abym powiększył ilość. Tak zrobiłem. Schowałem sobie jedną kupkę do jednej kieszeni, a drugą do drugiej. Część, więcej niż mi dał zostawiłem i mu oddałem. Szedłem korytarzem i raz jeszcze sypnąłem setkami tym którzy tam siedzieli. Potem już nie mogłem powiększać ilości pieniędzy, energia się wyczerpała.
Starzec W Ciemności, Koperta, Samoloty
12.02.2016 – 16:55
Bardzo stary pan siedział, gdzieś w ciemnościach. Miał długie włosy na plecach. Z części zrobił sobie dwa warkoczyki po bokach. Miał pod każdym uchem podłużną dziurę. Przez te dziury poprzetykał warkoczyki. Ciężko dyszał, jakby się zmęczył poruszaniem rąk. Przyjrzałem się jego skórze. Była tak stara, pomarszczona, powiedziałbym, że wyglądała jak zaschnięte błoto. Przyszła kobieta (jego córka?) i skarciła go za nieodpowiednie zachowanie. Oboje mnie nie zauważyli.
Jestem z kimś we dwójkę. Jest tam trawa i ziemia, ogrodzenie, za ogrodzeniem przepaść, albo rzeka, nie wiem co dokładnie. Mamy jakieś paczki czy torebki papierowe, zawartość wyrzucamy za ogrodzenie. Została jeszcze jedna biała torebko-koperta, potrząsam nią, wiem, że są tam różne rzeczy. Słyszę także przy potrząsaniu dziwny dźwięk wydawany jakby przez zwierzę, jakiegoś robala. Podchodzę do ogrodzenia. Już przy otwieraniu koperty czuję wokół siebie pajęczynę. Otworzyłem, w środku był czarny pająk. Nie zauważyłem nawet, kiedy wyszedł, a na trawie zrobił już pajęczynę. Zaczął się przybliżać do mnie i jednocześnie rosnąć. Urósł prawie do połowy mojej wielkości i siedział na mnie, zaczął robić na mnie pajęczynę. Wiedziałem, że jest jadowity. Towarzysz powiedział, abym ani drgnął. On go ze mnie zrzuci patykiem. Wtedy, albo się obudziłem, albo sen się przełączył.
Za pomocą telekinezy poruszałem pojazdami latającymi, prawdopodobnie wojskowymi samolotami odrzutowymi. W środku byli żołnierze. Samoloty przeleciały falistą wstęgą wokół jakiegoś człowieka. Nie wiem, gdzie to się działo. Tło było jasne. Samoloty zostały przejęte przez kogoś innego. Teraz scena przeniosła się na wysoką wieżę ponad atmosferą ziemską. Widać było gwiazdy.
Ten ktoś przeniósł wszystkich żołnierzy w jakieś niewidzialne zagłębienie grawitacyjne, które szybko znikało. Przenosił teraz każdego pojedynczo do tej wieży. Robił to nie telekinezą, tylko jak Spiderman, strzelał nicią pajęczą i przerzucał. Żołnierzy było dużo i wiadomo było, że nie zdąży przenieść wszystkich zanim to pole zaniknie. Ci którzy zostaną powędrują w kosmos martwi. Poszedłem stamtąd. Spotkałem ucznia z gimnazjum, którego większość nie lubiła. Coś tam powiedział do mnie i poszedł w swoją drogę. Przyszłą także koleżanka także z gimnazjum, miała siwe włosy. Też coś ode mnie chciała, ale nie zrozumiałem. Poszła na prawo ciemnym korytarzem.
Wycieczka klasowa czy coś tam. Były dwa pokoje, w nich koledzy i koleżanki. Nie widziałem mebli, ani łóżek. Stały tam stosy gazet. Niby zostawiłem tam jakąś swoją gazetę, chodziłem po tych pokojach, szukałem, niestety nie znalazłem, może i dobrze, bo już i tak nie czytam gazet na temat gier komputerowych.
Pościg, Impreza, Wyspa
13.02.2016 – 13:00
Niestety dużo fabuły snu mi uciekło, zwłaszcza to co działo się wcześniej, a wiem, że było ciekawie. Wiem, że kobieta z mężczyzną musieli uciekać, ponieważ ścigał ich zły kapłan, miał czarne włosy. Ze snu dowiedziałem się, że znaleźli dobrze zabezpieczone miejsce. Chyba na wyspie, bo widziałem ich w wizji, że stoją szczęśliwi na plaży. Niestety nie miejsce to nie było stu procentowo bezpieczne. Ja zostałem, aby widzieć co zamierza zrobić tamten kapłan. Były tam małe dzieci, które też miały uciec, ale zostały ukryte przez kogoś innego, bliżej. Tamten chciał pozabijać wszystkie dzieci. Znalazłem się, gdzieś w salonie, było przyjęcie, uczta, może urodziny kogoś. Ludzie siedzieli wokół stołu i jedli. Tamten zły otworzył drzwi na zewnątrz, na klatkę schodową, na którymś piętrze. Wiem, że tam byli ci co ukryli te dzieci, wyszedł z innego mieszkania facet, popatrzył zastanowił się i przyjął tamtego przyjaźnie. Ten też był wesoły uśmiechał się, ale pewnie tylko udawał, a tak naprawdę chciał się dowiedzieć, gdzie są dzieci. Odciągnąłem kogoś od stołu, chciałem mu powiedzieć co się dzieje, ale był upity i mało co do niego dochodziło. Inni też pewnie napici dołączyli się do niego, jeden miał pomalowane usta czerwoną szminką, wszyscy weseli, coś tam gadali, śpiewali. Temu ze szminką (miał jasne, blond włosy), powiedziałem, nie wiem dlaczego, że będzie tak jak na poprzedniej innej linii czasowej, a jest ich nieskończenie wiele. Lekko zaniepokojony kazał mi ją zmienić. Odpowiadam mu, że nie mam wpływu, linia czasowa zmienia się sama jak chce. Przeniosło mnie wtedy na ziemistą drogę prowadzącą do tego małżeństwa, które uciekło. Wokół ziemia, żadnej rośliny, tylko w oddali ładne widoki. Szedłem z kimś, była tam jakaś dziewczyna ze mną. Ktoś się pytał kto to baszar, nie wiedziałem za bardzo, tylko to, że jest to wojskowy stopień. Coś tam było o dwóch okładkach książek. W między czasie była scena łóżkowa z tą dziewczyną. Była chyba ubrana na niebiesko. Dowiedziałem się, że jest reinkarnacją tego baszara-wojskowego. Znowu na drodze. Widziałem cień pająka podążającego za mną. Nawet nie zauważyłem, jak wpadłem do jakiegoś zagłębienia. Było ono jakby niewidzialne, ale dziewczyna je widziała i pomogła mi się wydostać i przejść na drugą stronę. Były dwa czarne pająki na drzewie czarną pajęczyną. Jednego odciąłem. Był on zdalnie sterowany, trzeba było uważać, aby także nie wpadł w niewidzialną pułapkę. W końcu dotarliśmy na miejsce. Przeszliśmy przez ozdobne drzwi na plażę. Byli tam kobieta z mężczyzną. Potem niby tamten co ich gonił także się miał zjawić, ale to była chyba tylko moja wyobraźnia i sen już się skończył.
Urywki Ze Snów
18.02.2016 – 14:07
Stoję w dużym pokoju na komodzie. Ktoś idzie z przedpokoju. Pomyślałem, że niegrzecznie tak stać na meblu, więc zeskoczyłem na podłogę. Potem się zastanawiałem, dlaczego w ogóle tam stałem.
Na dworze, trawa, dalej jedzie pociąg (?) Myślał, że wizyta u fryzjera została zakończona. Kobieta wraz z fryzjerką została przeteleportowana właśnie w to miejsce. Pojazd zniknął. Okazało się, że fryzura była zrobiona dopiero w połowie, ale nie miały jak wrócić, więc tak zostało.
Jest mąż z żoną i dziećmi. Stoi przed kominkiem. Na podłodze jest okrągły czarny otwór. Mówi, że udowodni swoją słuszność. Otwiera klapę i wskakuje do środka. Nie wiem co chce przez to udowodnić. Widzę, że w środku jest ciemno i brudno. Jakaś wąska studnia, czy wejście do podziemi. Co ten facet tam będzie robił, czegoś szukał?
Pamiętam, że coś było z czarną peruką.
Jasny pokój, dwa albo więcej łóżek. Wstaję, ktoś mnie wita (obudził mnie?). Wiem, że są tam osoby z forum, ten kto mnie wita jest z innego forum. Nie pamiętam co się tam dzieje.
Budynek liceum. Dzieje się coś ciekawego (niestety nie pamiętam co takiego), tam na górze jest chyba okno. Wiele osób idzie schodami na górę, chyba trzecie piętro. Unoszę się trochę ponad podłogą. Wracamy na dół. Pochylam się do przodu, wyciągam ręce przed siebie. Opadam, jednak po chwili unoszę się, ale bardzo nisko. W ten sposób schodzę po schodach.
Pająk Pasożyt, Oobe?
19.02.2016 – 13:39
Coś o kształcie koła, ale nie pamiętam o co chodziło, dalej stary komputer, ale też nie wiem, czy tego sobie przypadkiem nie wymyśliłem. W sali program naukowy na ekranie, ale tak jakby działo się to tam. Pokazują pająka, potem drugiego. Ten drugi ma w sobie malutkiego czarnego pająka. Wgryza się w tego pierwszego, przy czym, jak to oglądam, czuję w brzuchu nieprzyjemne uczucie, wzdęcie. Tamten mały pająk włazi przez dziurkę do wnętrza tego większego. Pasożytuje na nim. Robi od razu pajęczynę we wnętrznościach tego nadal żywego pająka, ma to niby wytworzyć specjalne pole elektromagnetyczne. Mówią, że ten mniejszy pająk, to islamski pająk, jest jak ich bóg. Kończy się program, wychodzimy z sali, idziemy do innej ciemnej, po chwili wychodzimy. Mama i ja także, przestraszyliśmy się pająków, które tam niby są. Okazało się jednak, że nie było tam żadnych pająków, bo to nie las tylko przedpokój w domu. Zaczęło przenikać na korytarz szkolny. Przerwało i sen przeskoczył. Wchodzę teraz schodami. Na korytarzu stoją uczniowie przed drzwiami do klasy. Jeden z nich, ten w okularach mówi, że przyjmą mnie o ich klasy. Coś o matematyce. Idę za róg ściany. Ktoś z innej klasy mówi, że co ja uważam się za lepszego od innych, i mnie popycha. Wcale się nie uważałem za jakiegoś lepszego. Może chodziło mu o przyjęcie do tej klasy, chociaż już przecież nie chodzę do szkoły? Budzę się.
W następnym śnie stoję w dużym pokoju. Przez otwarte drzwi balkonu patrzę na zewnątrz. Ciepły słoneczny dzień. Jest zupełnie inaczej niż w rzeczywistości, nie ma bloku naprzeciwko. Ładny widok, morze. Chcę wyjść na zewnątrz, idzie bardzo ciężko, ruchy mocno spowolnione jakbym się siłował. Gdy tak próbuję iść widok wielokrotnie się zmienia. Teraz to już nie morze, a małe jezioro. Udaje mi się wyjść. Idę przez wodę, nadal trochę ciężko, ale o wiele łatwiej. Nie wydaje mi się, aby było głęboko, to znaczy, powinno być o wiele głębiej. Nie czuję wody. Kilka kroków przed wyjściem na drugi brzeg skupiam się i przez krótką chwilę udaje mi się poczuć wodę na nogach. Wychodzę z wody. Znowu się wszystko zmienia. Uliczka, trochę przypomina Sopot. Dużo ludzi tam chodzi. Widzę przed sobą drewniane drzwi, obok nich, po prawej stronie, drugie mało widoczne, szare jak ściana. Chcę je otworzyć. Dolna połowa odpada, robi się dziura w ścianie, sypie się piach, gruz. Wchodzę tam, pomyślałem, że jednak się wrócę, bo później nie wyjdę stamtąd. Wszyscy, gdzieś znikli, widziałem jak kilka osób tam wchodziło, ale chyba wszyscy tam wleźli. Co tam było? Mogłem to sprawdzić. Rozglądam się, po lewej stronie widzę jakieś roboty budowlane na tej uliczce. Idę w drugą stronę, w dół. Jest szaro i ponuro. Przy uliczce siedzą niezbyt wielkie psy. Chcę je rozdrażnić, wkurzyć, nic, nawet nie zaszczekają, spojrzałem się gdzieś, potem znowu na psy, chyba się trochę pozmieniały, nie pogłaskałem ich. Idę dalej. Wchodzę do jakiegoś domku po schodach. W środku dużo ludzi. Czyżby to ci co weszli przez tą dziurę? Rozmawiam z kimś.
Puma, Krokodyle
20.02.2016 – 12:52
Słoneczny dzień, jestem razem z tatą na podwórku. Nie wiem co tam dokładnie robiliśmy, przebierałem się czy co, bo ubranie i inne rzeczy zostawiłem na ławce. Nagle zauważamy, że zbliża się biała puma. Musimy być bardzo ostrożni, poruszać się powoli. Puma przybiegła, tata się obrócił i podrapała mu pazurami plecy. Mi udało się czymś osłonić. Okazuje się, że kocica jest humanoidalną istotą. Liczy do pięciu i w tym czasie mamy wrócić do domu. Zabieram ubranie i biegnę. W tym czasie ktoś, prawdopodobnie moja siostra, mówi, że leżą tu strzępy małej kotki o imieniu Połówka. Wchodzę do domu z trawnika przez balkon. Przypomina mi się, że nie zabrałem wszystkiego ze sobą z ławki. Balkon się wydłużył, był zalany głęboką wodą. Tata mówi, abym wyszedł oknem od strony telewizora. Wiedziałem, że w tamtym miejscu nie było telewizora, ale jednak stał na parapecie mały ekran.
Wyszedłem jakoś i pozbierałem zostawione rzeczy. Pumy nie zastałem. Była tam ładna dziewczyna, ciemne blond włosy, podobna do dziewczyny z jednego anime. Poszliśmy do lasu. Szliśmy długim drewnianym mostkiem, zakręcającym kilka razy pomiędzy drzewami. W rzeczywistości mostek jest krótki i nie zakręca, zakończony rozwalonymi schodami. We śnie idziemy trzymając się za ręce. Na końcu trzeba przeskoczyć mętną, ciemną wodę, są w niej krokodyle. Przeskakujemy. Niestety dziewczyna zahacza o wodę prawą nogą. Krokodyl ją łapie zębami, jednak udaje jej się wyciągnąć nogę z jego paszczy. Pomagam jej w chodzeniu. Uciekamy, ponieważ ten krokodyl wylazł z wody i nas goni. Sen przeskakuje, jesteśmy teraz w jej domu. Ma nogę w bandażu, czy gipsie. Jej młodszy brat nie wierzy, że to krokodyl nas zaatakował, bo tu nie ma nigdzie takich zwierząt. Tłumaczę mu, że normalnie to miejsce znika, ukrywa się w innym wymiarze, tylko czasami się pokazuje i można tam przypadkowo się znaleźć. I tak mi nie wierzy.
W innym krótkim śnie widzę, patrząc przez okno balkonowe, że przed blokiem leży wielki kawał poskręcanego drewna. W rzeczywistości rośnie tam kilka drzewek. We śnie musiała się wydarzyć jakaś katastrofa.
Lot Ponad Chmurami, Muzeum, Pociąg
21.02.2016 – 13:27
Po tym jak zeszli w dół schodów, znaleźli tam kogoś martwego.
Wizja białych gęstych chmur. Ponad nimi ktoś leci. Widok się przybliża. Ludzik leci pojazdem w kształcie sześcianu. Był wielkości tylko takiej, aby można było usiąść. Nie miał żadnych zabezpieczeń, jedynie sznurek przywiązany z dwóch stron. Wyglądało to jak lot saneczkami. Byłem tylko obserwatorem, ale jednak czułem lekki niepokój, lęk wysokości odczuwany przez tego człowieczka. Pojazd miał chyba napęd antygrawitacyjny. Ludzik myślał, że fajnie by było polecieć ponad atmosferę ziemską, ale nie może, bo ten pojazd nie zapewniał ochrony przeciw próżni. Nagle zlatuje z pojazdu, trzyma się na szczęście sznurka. Pojazd ciągnie nadal go do góry.
Świeci słońce, poranne godziny, już wiosna? Jestem, gdzieś na łące. Wokół mnie dużo
różnokolorowych kałuż. W trawie pełno kurzych jajeczek. Zbiły się w ciasne grupki. Po chwili wszystkie się rozbiegają. Przylatuje osa i wlatuje mi za kołnierz. Szybko się wybudzam. Mam jeszcze takie senne myślenie, czy ta osa mogła przedrzeć się ze snu do rzeczywistości. Sprawdzam na szyi za piżamą, nie ma jej

Znajduję się niby w mieszkaniu mojej cioci, chociaż wygląda na zupełnie inne miejsce. Ciocia siedzi na kanapie. Obok kanapy przed łazienką stoi muszla. Chcę się załatwić, ale tak czuję się dziwnie, dlaczego ta muszla jest w pokoju? Pytam się cioci czy nie mógłbym jednak iść do łazienki, bo tam w środku jest druga muszla, i idę. Coś tam było z pomiętym papierem toaletowym, mokrą deską.
Wychodzę na zewnątrz, chyba przez przejście w ubikacji. Popołudniowe godziny, szaro. Idę z kilkoma osobami, wchodzimy po schodach do muzeum. Po prawej na ścianie wisi dużo małych obrazów, przyglądam się jednemu przedstawiającego kobietę. Oni wchodzą dalej po następnym schodach i przechodzą przez podwójne drzwi. Rezygnuję z pójścia z nimi, skręcam w lewo, przechodzę przez drzwiczki, schodkami w dół i trafiam do małej otwartej sali pod schodami. Kilka osób gra w jakąś grę komputerową. Śmieję się z nich, że w muzeum chcę się im grać zamiast zwiedzać i oglądać rzeźby i obrazy. Zabieram stamtąd jedno krzesło, nie wiem co z nim potem zrobiłem.
Wychodzę, już na zewnątrz. Jest już ciemna noc. Idę w prawo, przechodzę przez ulicę. Na ulicy zauważam czarną plamę. Dotykam jej, czuję gładkość. Zauważam refleksy sztucznego światła na ulicy. Przypomina mi się wreszcie, że w tym miejscu w snach nie przechodziłem jeszcze na wprost, przez główną ulicę. Idę, jak jestem po drugiej stronie, przechodzę przez siatkę ogrodzenia. Ktoś także tam poszedł, mijają mnie jacyś ludzie. Idę po trawie, widzę po drugiej stronie ulicy uczniów przy szkole, jakąś dziewczynę. Szukam torów, wchodzę na nie i idę nimi wzdłuż. Nadjeżdża pociąg, zderzam się z nim, chwytam się go z przodu. Chcę wejść na górę, na dach pociągu, aby móc biec po pociągu. Niestety nogi nie chcą się ruszyć. Może to przez niewygodne ułożenie w łóżku.
Pociąg jedzie powoli. Skoro nie mogę wejść to chcę zeskoczyć, ale przykleiło mnie, że nie idzie się ruszyć. Budzę się.